Nazywana jest Królową Belcanta. Na scenie Edita Gruberova potrafi być bezwzględną monarchinią, skromną wieśniaczką lub kochanką popadającą w obłęd z miłości.
W każdym wcieleniu jest wiarygodna, portrety wszystkich bohaterek maluje głosem.
Przeszła długą drogę z biednej słowackiej wsi pod Bratysławą, gdzie się urodziła, na światowe estrady. Wprawdzie już w wieku 24 lat zaśpiewała partię Królowej Nocy w „Czarodziejskim flecie” w wiedeńskiej Staatsoper i dostała tam etat, ale przez następnych sześć lat musiała czekać na kolejną ważną rolę. Do Czechosłowacji, z której wyjechała, nie miała powrotu. Pracowała więc nad własnym rozwojem, wierząc, że sukces musi wreszcie nadejść.
Edita Gruberova nie pomyliła się. Gwiazdą została w ciągu jednego wieczoru, gdy w 1976 r. wystąpiła w roli Zerbinetty w „Ariadnie na Naxos” Straussa także w Wiedniu. Mijają lata, a nikt nie śpiewa tej partii tak jak ona.
Od tego czasu sama wybiera sobie role. Jest wokalnym fenomenem. Utrzymuje się nie tylko w znakomitej formie, ale artystycznie stale się rozwija, podejmując nowe wzywania. W ostatnich sezonach wzbogaciła repertuar o dwie bohaterki: Normę z opery Belliniego i Lukrecję Borgię z dzieła Donizettiego. Po wakacjach zamierza wrócić do nieśpiewanej od dawna „Traviaty” Verdiego.