W naszym kraju tego śpiewającego poetę wylansowali w latach 70. ubiegłego wieku Jacek Kleyff z Salonem Niezależnych, Maciej Karpiński oraz najbardziej zasłużony z rodzimych popularyzatorów – Maciej Zembaty.
Przyjazd Cohena na cztery koncerty (Poznań, Wrocław, Zabrze, Warszawa) był sensacją 1985 roku. Pod Salą Kongresową ścisk był niesamowity, bo oprócz prawdziwych biletów w obiegu pojawiły się fałszywe. Ich weryfikacja spowodowała spore opóźnienie występu, ale nikt nie narzekał. Byliśmy świadkami niezapomnianego recitalu.
Po raz drugi legendarny bard pojawił się w Warszawie w 2007 roku. W Studiu im. Agnieszki Osieckiej zaśpiewał jednak tylko dwie piosenki w duecie ze swą wieloletnią przyjaciółką Anjani Thomas, której płytę wtedy promował.
Prawdziwy powrót Leonarda Cohena do Warszawy nastąpił dopiero 1 października 2008 roku. W trakcie tamtego wieczoru na Torwarze zaśpiewał swoje największe hity z “Susanne”, “Famous Blue Raincoat”, “So Long, Marianne” oraz “Dance Me to the End of Love”. Przepełniona i wzruszona widownia szalała, nie chcąc puścić bohatera ze sceny. Ten jednak ruszył dalej na gigantyczne tournée światowe, bo wcześniej, gdy medytował w klasztorze buddyjskim, został zrujnowany przez byłą menedżerkę i do dziś musi spłacać zaległe podatki.
Światowa trasa rozpoczęta w 2008 r. wciąż trwa (skończy się dopiero 11 grudnia w Las Vegas) i 76-letni artysta ponownie przyjechał do Polski. Dobrego nigdy dosyć. W ostatni poniedziałek dał porywający koncert dla 8 tysięcy słuchaczy w katowickim Spodku.