The Wall w Polsce

Roger Waters zaprezentuje w Łodzi show "The Wall" oparty na najsłynniejszym albumie Pink Floyd

Publikacja: 03.01.2011 11:36

The Wall w Polsce

Foto: ROL

W dyskografii Pink Floyd bestsellerem nr 1 jest "The Dark Side of the Moon" (1973). Album rozszedł się w 45 mln egzemplarzy. Jednak najwięcej o zespole i jego liderze Rogerze Watersie opowiada "The Wall" (1979), które kupiło 30 mln fanów.

Płyta i towarzyszące mu tournée przeszły do legendy również dlatego, że stanowiły najważniejsze i ostatnie przedsięwzięcie zespołu w najmocniejszym składzie: Waters – Gilmour – Wright – Mason. Było wielkim finałem działalności kwartetu, ale też ujawniło kryzys, którego nikt nie potrafił opanować. Między muzykami wyrósł mur.

[srodtytul]Waters jak Picasso[/srodtytul]

W 1980 r. odbyło się tylko 31 koncertów "The Wall". Mało, biorąc pod uwagę, że kosztowały 1,5 mln dolarów.

Za scenografię rock opery odpowiadał Marc Fisher. Dziś znany jest głównie jako projektant monumentalnego show "U2 360". Trzy dekady temu nie miał pieniędzy na to, by wizja stworzona przez Watersa zmaterializowała się w widowisku zapierającym dech w piersiach. Były problemy ze sprzętem. Animacje z bohaterami rock opery nie robiły wrażenia. Mur o wysokości 40 metrów, złożony z kartonów, musiał w finale własnoręcznie rozwalać sam Fisher.

Reklama
Reklama

– Można było pomyśleć, że zaprosiliśmy ludzi do cyrku, a zamiast słoni i tygrysów pokazaliśmy pchły – wspomina Waters w "Rolling Stone".

Wersja "The Wall", jaką zobaczymy 18 i 19 kwietnia w łódzkiej Atlas Arenie, robi niesamowite wrażenie, bo do projekcji animacji używany jest ekran Imax. Nowością są filmy pokazujące mur na Zachodnim Brzegu Jordanu i bomby spadające m.in. na muzułmańskie symbole. W ślad za pociskami lecą dolary i gwiazda Dawida. Wywołało to protesty Izraela. – Na wojnach zarabia się dziś gigantyczne pieniądze – broni się przed zarzutem antysemityzmu Waters. – Miałem prawo to pokazać: czuję taką samą odpowiedzialność jak Picasso, gdy tworzył "Guernikę".

[srodtytul]Agresja i strach [/srodtytul]

Kryzys w Pink Floyd rozpoczął się długo przed nagraniem "The Wall". Waters nie wytrzymywał presji sławy. Wizerunek lidera najlepszej progresywnej grupy zepsuł w 1977 r. podczas tournée promującego album "Animals". Na koncercie w Montrealu próbował bezskutecznie uciszać tłum, który go zagłuszał i nie pozwalał śpiewać. Gdy jeden z fanów chciał wdrapać się na scenę – basista napluł mu w twarz. To był największy skandal w historii zespołu.

Komponowanie "The Wall" stało się rodzajem terapii. Kanwę stanowił koszmar rockowego idola, któremu śni się, że staje się rodzajem faszystowskiego dyktatora. W autobiograficznych piosenkach Waters rozliczył się z bolesnymi doświadczeniami – sieroctwem po śmierci ojca, którego nigdy nie poznał, złymi relacjami z matką, kłopotami w szkole i nieudanymi związkami z kobietami.

– Zrozumiałem, że nigdy nie byłem taki, jaki chciałem być – wspominał. – Czując się niepewnie, byłem dla ludzi odpychający. Strach przed nimi wywoływał we mnie agresję. Potem zacząłem się izolować. Stąd wzięła się idea pokazania ściany między mną a widownią. Główny temat "Another Brick in the Wall" pojawił się na albumie w trzech postaciach. Historia powstania utworu jest niesamowita: Waters wykorzystał riff ze skomponowanego w 1968 r. "Set the Controls for the Heart of the Sun", którego linijka brzmiała "Kim jest ten mężczyzna, który pojawił się na murze?".

Reklama
Reklama

Roger, nim jeszcze zaczął pracować z zespołem, chciał projektować wizualizację piosenek, dlatego wstępne wersje nagrań przedstawił grafikowi Geraldowi Scarfe'emu. Kiedy ten zachwycił się piosenkami, basista, zawstydzony ekshibicjonizmem tekstów, wyznał: "Wiesz, czuję się tak, jakbym ściągnął przed tobą majtki i narobił na środku pokoju…".

[srodtytul]Kosztowny błąd z Wrightem [/srodtytul]

Waters, uświadamiając sobie wszystkie swoje wady, nie miał już sił, by naprawić złe relacje z kolegami z grupy. Z gitarzystą Davidem Gilmourem różniło ich wszystko: pochodzenie, wychowanie, poglądy na sztukę i politykę. Musieli pracować razem również dlatego, że pod koniec lat 70. Pink Floyd wpadło w długi, straciwszy ponad 3 mln funtów na nietrafionych inwestycjach. Nagranie nowej płyty stało się koniecznością. Podczas sesji dochodziło do kłótni. Waters wyrzucił z zespołu pianistę Ricka Wrighta. Ironią losu było to, że kiedy grupa straciła na "The Wall Tour" 600 tysięcy dolarów, jedynym muzykiem, który zarobił na koncertach, był... Wright. Nie będąc udziałowcem joint venture, pobierał bowiem gaże jako wynajęty muzyk.

Następny album zespołu "Final Cut" (1982) lider nagrał praktycznie solo. Kiedy opuścił zespół, nie spodziewał się, że Gilmour zechce kontynuować jego działalność wraz z perkusistą Nickiem Masonem.

– Pink Floyd to ja – mówił oburzony, jednak przegrał proces o prawo do nazwy. Jego solowa kariera nie układała się tak dobrze jak kolegów. Spotkali się po 20 latach, podczas koncertu "Live 8" w 2005 r. i było to muzyczne wydarzenie roku.

Waters pokajał się i zaprzestał ataków na Gilmoura. Latem 2010 roku gitarzysta zaprosił basistę do udziału w charytatywnym koncercie na rzecz ofiar w Palestynie. Nie chcąc grać podczas całego tournée "The Wall", przyjął zaproszenie na jeden z występów. Jeszcze nie wiadomo gdzie.

Reklama
Reklama

[ramka][srodtytul]The Australian Pink Floyd Show[/srodtytul]

W styczniu zawita z kolei do Polski najsłynniejszy i najlepszy na świecie zespół odtwarzający koncerty Floydów, grający ich najważniejsze kompozycje z klasycznych albumów: „The Wall", „Wish You Were Here", „Animals", „Dark Side of the Moon". Komplementował ich David Gilmour. Zagrali na jego 50. urodzinach. Teraz przyjadą do Polski z premierową produkcją – nową sceną, kwadrofonicznym nagłośnieniem, nowymi animacjami wideo, nadmuchiwanymi marionetami, laserami oraz efektami 3D. Zagrają: 22.01. – Rzeszów, 23.01. – Płock, 24.01 – Sopot, 25.01 – Bydgoszcz, 27.01 – Warszawa, 28.01.– Lublin, 29.01 – Katowice.[/ramka]

W dyskografii Pink Floyd bestsellerem nr 1 jest "The Dark Side of the Moon" (1973). Album rozszedł się w 45 mln egzemplarzy. Jednak najwięcej o zespole i jego liderze Rogerze Watersie opowiada "The Wall" (1979), które kupiło 30 mln fanów.

Płyta i towarzyszące mu tournée przeszły do legendy również dlatego, że stanowiły najważniejsze i ostatnie przedsięwzięcie zespołu w najmocniejszym składzie: Waters – Gilmour – Wright – Mason. Było wielkim finałem działalności kwartetu, ale też ujawniło kryzys, którego nikt nie potrafił opanować. Między muzykami wyrósł mur.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Reklama
Kultura
Polka wygrała Międzynarodowe Biennale Plakatu w Warszawie. Plakat ma być skuteczny
Kultura
Kendrick Lamar i 50 Cent na PGE Narodowym. Czy przeniosą rapową wojnę do Polski?
Patronat Rzeczpospolitej
Gala 50. Nagrody Oskara Kolberga już 9 lipca w Zamku Królewskim w Warszawie
Kultura
Biblioteka Książąt Czartoryskich w Krakowie przejdzie gruntowne zmiany
Kultura
Pod chmurką i na sali. Co będzie można zobaczyć w wakacje w kinach?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama