Na swój sposób tak. Kocham bajki, zwłaszcza te science fiction. Mam niemal na ich punkcie obsesję. Znajomi się ze mnie śmieją. Mówią, że młode aktorki chcą grać w komediach romantycznych, a ja najchętniej wystąpiłabym w kolejnej części „Terminatora". Rzeczywiście, jako dziecko zachwycałam się „Łowcą androidów" czy „Diuną", a moimi ulubionymi bohaterkami filmowymi są Ripley z „Obcego" i Sara Connor z „Terminatora".
Wkrótce podobno ma pani znów wcielić się w Neytiri. To prawda, że James Cameron szykuje drugą część „Avatara"?
To mają być nawet dwie części, ale nie sądzę, byśmy mogli szybko zacząć zdjęcia. James bardzo długo pisze scenariusz, bo chce uniknąć klątwy sequeli – tego, że drugi film jest gorszy od pierwszego. Próbuje zachować podobieństwo historii i bohaterów, ale wymyśla całkiem nową opowieść. Chce widzów zaskoczyć.
Ma pani jakieś zawodowe marzenie?
Chciałabym grać w filmach hiszpańskojęzycznych. Dotąd dane mi było wystąpić tylko raz w obrazie wyprodukowanym na Dominikanie „La maldicion del padre Cardona" („Klęska ojca Cardony"). Jakaż to była frajda dla mojej babci. Ona nie lubi czytać napisów i nie musiała stale pytać, co mówią na ekranie.
Czy po dziesięciu latach gry w filmach myśli pani, że wybrała dobre zajęcie?
Oczywiście. Kocham kino. Pewnie, czasem trochę się buntuję. Moi koledzy bawią się, idą na kolację albo potańczyć, a ja biegnę do domu, myję zęby i kładę się spać, bo następnego dnia muszę być na planie wypoczęta, bez worów pod oczami i jeszcze z wyuczonym na blachę tekstem. A jak mam trochę czasu, regularnie chodzę na sportowe treningi, żeby utrzymywać się w dobrej formie i móc grać takie role jak w „Colombianie". Ciągle jestem dyspozycyjna, mam nieustabilizowane życie i mało czasu na codzienne sprawy. Choć, jak jestem w domu, przywołuje mnie do porządku mama. „A teraz wyłącz telefon, odłóż go na bok i jedz" – mówi, nie znosząc sprzeciwu.
Przed rokiem przeciekły do prasy informacje o pani zaręczynach z aktorem Keithem Brittonem. Generalnie jednak nie należy pani do osób, które często trafiają do rubryk towarzyskich w kolorowej prasie.
Dzisiaj panuje takie przeświadczenie, że bez medialnego szumu nie da się zostać znaną aktorką. Staram się w to nie wierzyć. Kariera jest dla mnie bardzo ważna, ale chcę mieć także życie poza kinem. Tylko dla siebie.
Zoe Saldana
Urodziła się 19 czerwca 1978 roku w New Jersey, wychowała w nowojorskim Queens. Jej rodzice pochodzili z Dominikany. Po śmierci ojca dziesięcioletnia Zoe została przez matkę wysłana do rodziny na Dominikanę. Mieszkała tam siedem lat, ucząc się baletu i tańca nowoczesnego w akademii Ritmos Espacio de Danza. Wróciła do Nowego Jorku jako 16-latka. Marząca o aktorstwie, śliczna, pełna wdzięku dziewczyna zaczęła występować w teatrach Faces i New York Youth Theatre. W 2000 roku Zoe zadebiutowała w filmie, grając baletnicę w „Center Stage". Dziś ma w swoim dorobku role w wielkich hitach, jak „Avatar" czy „Star Trek", a także w dramatach, m.in. „Terminalu" Stevena Spielberga. We wchodzącym właśnie na polskie ekrany filmie „Colombiana" Saldana gra zawodową zabójczynię mszczącą śmierć rodziców. W 2012 roku na ekrany wejdą dwa filmy z jej udziałem: „The Words" Briana Klugmana i Lee Strenthala oraz kolejna część „Star Trek". Kariera niebieskiej księżniczki z „Avatara" szybko się rozkręca.