Zoe Saldana rozmowa przed premierą filmu Colombiana

Z Zoe Saldaną rozmawia Barbara Hollender

Publikacja: 01.09.2011 16:50

fot. M.Bragard

fot. M.Bragard

Foto: __Archiwum__

Rz: Czy przyjmując rolę księżniczki Neytiri w filmie Jamesa Camerona, nie bała się pani etykiety „tej niebieskiej z »Avatara«"?

Zobacz fotosy z filmu


Zoe Saldana:

Ani przez moment o tym nie myślałam. Od pierwszej chwili wiedziałam, że biorę udział w przedsięwzięciu, które zrewolucjonizuje kino. A poza tym polubiłam swoją bohaterkę. Mogłam poprzez nią powiedzieć bardzo wiele o życiu. Poświęciłam jej trzy lata i nie żałuję. Ta historia jest uniwersalna. Zrobiła wielkie wrażenie na ludziach pochodzących z różnych kultur, religii, mających rozmaity status społeczny i ekonomiczny. A my wszyscy czuliśmy, że wracamy do najprostszych uczuć.

Zbliżenie - czytaj więcej

Jak się pani do tej roli przygotowywała?

Bardzo dużo rozmawialiśmy z Jamesem, a w czasie tych rozmów obowiązywała zasada, że nie ma głupich pytań. Na potrzeby 3D przez sześć miesięcy uczyłam się poruszać i grać z hełmem na głowie, popodłączana do kamer jak do elektroencefalografu. Ale równie ważne było to, że pojechaliśmy na Hawaje, biegaliśmy po lesie boso, półnadzy, smażyliśmy ryby w ognisku i patrzyliśmy w słońce, które niemal nas oślepiało. Wszystko po to, by odszukać w sobie elementarne gesty i reakcje.

KONKURS:

Dla naszych czytelników mamy 5 płyt DVD ze specjalną, reżyserską wersją „Leona zawodowca”

Wygra 5 pierwszych zgłoszeń na adres kultura@rp.pl z linkiem do recenzji filmu, który się Państwu spodobał. W tytule mejla proszę wpisać "Colombiana".

Strona filmu "Colombiana"

Start konkursu: piątek, 2 września, godz. 16.00.

Znamy już zwycięzców, poinformujemy ich drogą elektroniczną. Dziękujemy za udział w konkursie :)

Zostań fanem serwisu na Facebooku

.

 

To chyba nie było łatwe dla dziewczyny urodzonej w New Jersey i wychowanej w Nowym Jorku?

Proszę pamiętać, że spędziłam wczesną młodość na Dominikanie. Trafiłam tam po śmierci ojca. Miałam dziesięć lat. Mama chyba się bała, że nie da sobie sama rady i w Queens wciągnie nas życie uliczne. Znalazłam się więc w miejscu, gdzie w 15 minut mogłam dojść do jednej z najpiękniejszych plaż świata. To mnie na zawsze wyczuliło na piękno natury. Kiedy wróciłam jako szesnastolatka do Nowego Jorku, byłam innym człowiekiem.

Te dominikańskie korzenie są do dzisiaj dla pani ważne?

Oczywiście. To one zadecydowały, kim jestem. Moja rodzina, matka, babcia, jedzenie, jakie lubię, muzyka, której słucham – to moje DNA. Choć nie ukrywam, że równie ważny jest dla mnie Nowy Jork – miejsce, w którym się urodziłam, zaczęłam samodzielnie myśleć i oglądać świat. Tutaj po raz pierwszy się zakochałam, poczułam też smak porażki. Ale niepowodzenia kształtują ludzi czasem bardziej niż sukcesy. Kiedy po różnych podróżach wychodzę w Nowym Jorku z samolotu, od razu robi mi się ciepło przy sercu.

Jako nastolatka, najpierw na Dominikanie, a potem w Nowym Jorku, ćwiczyła pani taniec klasyczny. Dlaczego go pani rzuciła?

Marzyłam o aktorstwie. Ale nie żałuję lat, które poświęciłam baletowi. Taniec daje świadomość własnego ciała, tak bardzo potrzebną przed kamerą. Myślę, że dzięki niemu mogłam zagrać w filmach takich jak „Avatar" czy „Colombiana", wymagających dużej sprawności fizycznej.

W „Colombianie" niemal nie schodzi pani z ekranu. Traktuje pani ten film jak punkt zwrotny w swoim zawodowym życiu?

Nigdy o tym nie myślałam. Nie patrzę na kolejne filmy jak na odskocznię do kariery. Czytam scenariusz i zastanawiam się, co mnie w nim zachwyca. Szukam wzruszeń.

Jest pani osobą filigranową i delikatną, a gra w „Colombianie" kobietę, która daje sobie sama radę z mafią, oddziałem SWAT-u i każdym zbirem.

Cataleya potrafi zmieniać się, jest silna, wie, o co jej w życiu chodzi. Jako mała dziewczynka widziała, jak mafia zabija jej ojca. Ma jeden cel: chce pomścić śmierć rodziców. Została w życiu zraniona i dlatego, by nikt nie mógł jej skrzywdzić, założyła gruby pancerz. Ale też jest bardzo samotna. Cieszę się, że mogłam w „Colombianie" opowiedzieć historię kobiety, która może być przykładem odwagi, determinacji i hartu ducha. Aktorkom rzadko zdarzają się takie role. Zwykle mają na ekranie ładnie wyglądać i stanowić odpowiednie tło dla mężczyzn. W 90 procentach filmów patrzą, jak ich partnerzy odchodzą walczyć, starają się im spodobać albo – całkowicie bezradne – błagają ich o pomoc. A ja w swoim życiu spotkałam wiele wspaniałych, silnych kobiet. Nawet w najbliższym otoczeniu.

To znaczy?

Wychowały mnie matka i babcia. Cudowne, dzielne osoby. Moje siostry są do nich podobne. Bardzo kobiece, a jednocześnie silne. Ja też staram się być jak one. Mam i inne wzory, spoza mojej rodziny. Zafascynowała mnie Susan Sontag, feministka, pisarka, która łamała schematy i pozwalała sobie na absolutną wolność. Whoopie Goldberg z kolei udowodniła, że na szczyty hollywoodzkiej sławy może dojść ciemnoskóra kobieta. Dzisiaj to wydaje się bardziej oczywiste, ale jeszcze kilkanaście lat temu było inaczej. Imponuje mi Meryl Streep – żyjąca nie na pokaz, skupiona na własnej rodzinie i pracy, do zbudowania swojej pozycji wykorzystująca talent, a nie medialny, celebrycki rozgłos. No i jest jeszcze jedna młoda kobieta, którą bardzo cenię. To moja siostrzenica. Ośmioletnia osóbka, która wywarła i stale wywiera przeogromny wpływ na moje życie.

Dlaczego?

Bo jej niewinność i dziecięce spojrzenie na świat każą mi przypomnieć sobie o rzeczach najważniejszych. O tym, że życie może być w miarę proste, nieskomplikowane i piękne. Tylko trzeba wyzbyć się nieustannej presji, nadmiernych ambicji, fałszywych wstydów.

Artyści czasem mówią, że chcą pielęgnować w sobie dziecko. Pani też to robi?

Na swój sposób tak. Kocham bajki, zwłaszcza te science fiction. Mam niemal na ich punkcie obsesję. Znajomi się ze mnie śmieją. Mówią, że młode aktorki chcą grać w komediach romantycznych, a ja najchętniej wystąpiłabym w kolejnej części „Terminatora". Rzeczywiście, jako dziecko zachwycałam się „Łowcą androidów" czy „Diuną", a moimi ulubionymi bohaterkami filmowymi są Ripley z „Obcego" i Sara Connor z „Terminatora".

Wkrótce podobno ma pani znów wcielić się w Neytiri. To prawda, że James Cameron szykuje drugą część „Avatara"?

To mają być nawet dwie części, ale nie sądzę, byśmy mogli szybko zacząć zdjęcia. James bardzo długo pisze scenariusz, bo chce uniknąć klątwy sequeli – tego, że drugi film jest gorszy od pierwszego. Próbuje zachować podobieństwo historii i bohaterów, ale wymyśla całkiem nową opowieść. Chce widzów zaskoczyć.

Ma pani jakieś zawodowe marzenie?

Chciałabym grać w filmach hiszpańskojęzycznych. Dotąd dane mi było wystąpić tylko raz w obrazie wyprodukowanym na Dominikanie „La maldicion del padre Cardona" („Klęska ojca Cardony"). Jakaż to była frajda dla mojej babci. Ona nie lubi czytać napisów i nie musiała stale pytać, co mówią na ekranie.

Czy po dziesięciu latach gry w filmach myśli pani, że wybrała dobre zajęcie?

Oczywiście. Kocham kino. Pewnie, czasem trochę się buntuję. Moi koledzy bawią się, idą na kolację albo potańczyć, a ja biegnę do domu, myję zęby i kładę się spać, bo następnego dnia muszę być na planie wypoczęta, bez worów pod oczami i jeszcze z wyuczonym na blachę tekstem. A jak mam trochę czasu, regularnie chodzę na sportowe treningi, żeby utrzymywać się w dobrej formie i móc grać takie role jak w „Colombianie". Ciągle jestem dyspozycyjna, mam nieustabilizowane życie i mało czasu na codzienne sprawy. Choć, jak jestem w domu, przywołuje mnie do porządku mama. „A teraz wyłącz telefon, odłóż go na bok i jedz" – mówi, nie znosząc sprzeciwu.

Przed rokiem przeciekły do prasy informacje o pani zaręczynach z aktorem Keithem Brittonem. Generalnie jednak nie należy pani do osób, które często trafiają do rubryk towarzyskich w kolorowej prasie.

Dzisiaj panuje takie przeświadczenie, że bez medialnego szumu nie da się zostać znaną aktorką. Staram się w to nie wierzyć. Kariera jest dla mnie bardzo ważna, ale chcę mieć także życie poza kinem. Tylko dla siebie.

Zoe Saldana

Urodziła się 19 czerwca 1978 roku w New Jersey, wychowała w nowojorskim Queens. Jej rodzice pochodzili z Dominikany. Po śmierci ojca dziesięcioletnia Zoe została przez matkę wysłana do rodziny na Dominikanę. Mieszkała tam siedem lat, ucząc się baletu i tańca nowoczesnego w akademii Ritmos Espacio de Danza. Wróciła do Nowego Jorku jako 16-latka. Marząca o aktorstwie, śliczna, pełna wdzięku dziewczyna zaczęła występować w teatrach Faces i New York Youth Theatre. W 2000 roku Zoe zadebiutowała w filmie, grając baletnicę w „Center Stage". Dziś ma w swoim dorobku role w wielkich hitach, jak „Avatar" czy „Star Trek", a także w dramatach, m.in. „Terminalu" Stevena Spielberga. We wchodzącym właśnie na polskie ekrany filmie „Colombiana" Saldana gra zawodową zabójczynię mszczącą śmierć rodziców. W 2012 roku na ekrany wejdą dwa filmy z jej udziałem: „The Words" Briana Klugmana i Lee Strenthala oraz kolejna część „Star Trek". Kariera niebieskiej księżniczki z „Avatara" szybko się rozkręca.

Rz: Czy przyjmując rolę księżniczki Neytiri w filmie Jamesa Camerona, nie bała się pani etykiety „tej niebieskiej z »Avatara«"?

Zobacz fotosy z filmu

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"