Książka Stuhra jest krytycznym opisem ostatniego roku w Polsce

Walcząc z rakiem, wybitny aktor zdiagnozował nowotwór niszczący nasze życie kulturalne i społeczne - pisze Jacek Cieślak

Publikacja: 16.06.2012 10:59

„Tak sobie myślę... Dziennik czasu choroby" piętnuje agresję w polityce, idiotyczny kult celebrytów, ekshibicjonizm pseudogwiazd, pornografizację sztuki, brak refleksji i obłudę elit.

Zobacz na Empik.rp.pl

Krytykując najważniejsze postaci polskiej kultury, Stuhr odwołuje się do przykładów największych: Lema, który nie oszczędzał Mrożka, Miłosza i Iwaszkiewicza oceniających się bez litości. Dla własnego dobra.

Aktor pyta: „Kto dzisiaj byłby z ludźmi ze środowiska tak szczery i bezinteresowny, żeby sobie na tak ostre analizy dzieł kolegów pozwolić? Jak tu całe towarzystwo stchórzyło, wody w buzię, i tylko pokątnie obgadywać za plecami". Stuhr się wyłamuje. Pisze: „Czuję, jak bardzo samotny musi być teraz Andrzej Wajda w swych zmaganiach z tematem o Wałęsie, otoczony tylko dworem, który zawsze widział tylko jego »geniusz«". Agnieszce Holland wypomina złe ujęcie polsko-żydowskiego tematu w filmie „W ciemności", formalne błędy i nadmierne oskarowe ambicje. Nie zostawia suchej nitki na Małgorzacie Szumowskiej za „Sponsoring", czyli „anal, onanizm, sikanie". Odrzuca ekshibicjonizm „Wszyscy jesteśmy Chrystusami" Koterskiego.

Do gwiazd „Kac Wawa" woła: „Jak Was wczoraj zobaczyłem, Romo, Borysie, Tomku, smutno mi się zrobiło, bo tak chciałbym, abyście byli liderami w nowym świecie filmu. Nie traktujcie bycia przed kamerą jako miejsca wygłupu po nic, bo to się zemści natychmiast". Dostało się Olbrychskiemu i „Wyborczej" za jubileuszowy wywiad – „ploty z tabloidu".

Opowiadając się za tradycyjnym teatrem, Stuhr wytyka Janowi Klacie kabaretowość, Demirskiemu i Strzępce – plakatowość. Nie oszczędza Mai Kleczewskiej i jej aktorów za to, że korzystała w „Burzy" z metody Hellingera, służącej poprawie relacji rodzinnych. „To kompromitacja dla Waszego intelektu, zdolności, a przede wszystkim wyobraźni, która czyni Was artystami teatru, a nie pacjentami teatralnej kliniki".

Trudno zrozumieć zachwyt Stuhra nad opinią Andrzeja Mleczki, który powiedział, że gdyby Jaruzelski nie wprowadził stanu wojennego, oszołomy parłyby do władzy, a krew lała się strumieniami. To chyba rola Jerzego Urbana? Myślę też, że sukcesy syna aktor ocenia aż nadto przez pryzmat własnej osoby: „W domu mówiło się wyłącznie o samorealizacji w sztuce, którą ukochaliśmy".

Stuhr nabrał pokory wobec kobiet. Kpi z szowinistycznego podejścia do erotyki jego pokolenia, które wychowało się na „Emanuele", filmie sugerującym, że kobieta zawsze jest chętna na seks. „A tu nagle szok! Ją boli głowa. Ma egzamin, chce pogawędzić, iść do kina (...) No i awantury, trzaskanie drzwiami, na piwo". Sylvię Kristel, grającą Emanuel, spotkał później na festiwalu w Rydze. Musiał się zadowolić statuetką.

Napisany żywym, klarownym językiem dziennik już teraz przypomina wydarzenia, o jakich zdążyliśmy zapomnieć. Za kilka dekad będą jeszcze ważniejszym świadectwem.

Protest młodzieży przeciwko ACTA aktor uważa za wyłącznie wirtualny. Irytuje się naszym nieudacznictwem, polskim syndromem katastrof i kultu śmierci. Do depresji doprowadza go zderzenie dwóch pociągów, ożywia bohaterska postawa kapitana Wrony.

Anegdotyczną pointę ma sprawa zakazu publicznych wystąpień dla księdza Bonieckiego, po tym gdy łagodził sprawę niszczenia Biblii przez Nergala. Podczas obiadu Jan Paweł II pochwalił się, że widział Stuhra w „Dziadach". „Ojcze Święty, ale ja tam grałem Belzebuba" – odpowiada aktor. Papież spojrzał na niego figlarnie: „Proszę pana, ról się nie wybiera. Belzebub i papież – takie role przyszło nam grać i gramy je, i siedzimy razem przy stole". Ciekawe, co by papież powiedział o dialogu Kaliny Jędrusik z urzędnikiem włoskiego konsulatu, gdzie załatwiała wizę do Watykanu. „Pierd.... franco, no daj tę wizę k..., by cię popierd.... Tak że, Jurku, nic się nie stało, mam różaniec i duchowo połączę się z naszym Ojcem Świętym".

Tak naprawdę nie jest to dziennik choroby, tylko ucieczki od niej oraz lekcji pokory i nadziei. Aktor starał się za wszelką cenę nie poddać depresji i cieszyć życiem, w czym pomagało oczekiwanie na urodziny wnuczki Lenki. Wracając do życia zawodowego, powtarza za Maksem z „Seksmisji": „Będzie pięknie: wywiady, wizyty w zakładach pracy...". Z tym bywa jednak różnie: ostatni scenariusz Stuhra dwukrotnie został odrzucony przez PISF.

Dostało się też krytykom, którzy kibicują młodym reżyserom, pomijając dokonania Stuhra. Niestety, urażona miłość własna zaślepia. Dlatego pozwolę sobie na słowo polemiki, do której wzywa aktor. Osobiście miałem przyjemność doceniać zarówno Stuhra, jak i Strzępkę. Jeśli byli w formie. Problem polega na tym, że w teatrze, tak jak w polityce, wszystko zostało zideologizowane. Utworzyły się wrogie sobie obozy, duszące się we własnym sosie grupy towarzyskie, co uniemożliwia dialog, a także profesjonalną ocenę wydarzeń artystycznych. To kolejna odsłona polskiego piekła.

„Tak sobie myślę... Dziennik czasu choroby" piętnuje agresję w polityce, idiotyczny kult celebrytów, ekshibicjonizm pseudogwiazd, pornografizację sztuki, brak refleksji i obłudę elit.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla