Iggy Pop na Off Festiwal

Iggy Pop miał nie dożyć czterdziestki. Tymczasem skończył 65 lat i wciąż jest wulkanem emocji. W sobotę wystąpi na Off Festiwal – pisze Jacek Cieślak

Aktualizacja: 03.08.2012 18:17 Publikacja: 03.08.2012 18:13

Iggy Pop na Off Festiwal

Foto: Materiały Promocyjne

We wszystkich publikacjach zapowiadających koncert Iggy'ego Popa jak nudna mantra pojawia się motyw uzależnienia od narkotyków - nieaktualny już wtedy, gdy był w Polsce w 2000 r.

Zobacz na Empik.rp.pl

- Po zażyciu takiej ilości dragów nie mogę mieć żadnego zdania na ten temat - powiedział wtedy wymijająco, podkreślając, że dawno zmienił tryb życia na sportowy, kontemplacyjny. Poświęcał minimum 20 minut dziennie na tai-chi.

- Polecam to wszystkim. Nie wymaga śmiesznego stroju, nie wyzwala złej energii, a przynosi prawdziwe odprężenie - powiedział jak na sportowca przystało. Dodał też: - Mam dość rockowej agresji i śpiewania o chciwości.

Opinię o narkotykowej przeszłości wyraził dobitniej podczas koncertu zarejestrowanego na DVD „Live At Avenue B". Muzyk, który przez lata uchodził za artystę żyjącego w ekstremalnie niezdrowy sposób, ukląkł na proscenium przed publicznością. Cichym, lecz zdecydowanym głosem powiedział: - Narkotyki to szambo, nie życzę go nikomu.

W jednym z wywiadów tak podsumował swoje burzliwe życie: - Wzloty są udziałem woli, tragiczne upadki wynikają z jej braku. Byłem narwańcem z piekła rodem, ale w końcu osiągnąłem stan, który pozwala mi lepiej dogadywać się z ludźmi. Mimo wszystko jestem zadowolony z tego, co przeżyłem: wiele wspaniałych chwil oraz twórczych i przygnębiających depresji.

Rozpadaliśmy się na raty

Pewnie bez narkotykowej aury nie byłoby pierwszego legendarnego zespołu Popa - The Stooges z przełomu lat 60. i 70. Ale też i zespół by się nie rozpadł. Zdążyłem porozmawiać o tym z Ronem Ashetonem, gitarzystą The Stooges przed jego śmiercią w 2009 r.

- Rozpadaliśmy się na raty - powiedział. - W 1971 r. wszyscy zaczęliśmy mieć problemy z narkotykami. Iggy powiedział, że jest psychicznie i fizycznie wyniszczony, musi się leczyć i odpocząć. Pojechał do Nowego Jorku, gdzie muzykował z Davidem Bowiem i Milesem Davisem, ale znów przesadził z używkami. Powiedział, że nie ma siły na The Stooges. Po roku rozpoczął solową karierę bez nas.

Leczył się w klinice psychiatrycznej. Do czynnego życia artystycznego pomógł mu wrócić David Bowie, producent jego najsłynniejszych solowych płyt w drugiej połowie lat 70. - „The Idiot" i „Lust for Life".

Pop jeszcze w okresie poprzedzającym The Stooges stał się w muzycznym środowisku symbolem niczym nieograniczonej rockowej żywiołowości. Grał biseksualnym wizerunkiem. Potrafił się rozebrać, ukryć penisa między nogami i krzyczeć: „Jestem dziewczyną!. Potem krążyły wieści o jego romansie z Bowiem.

„Potrafił też w przewrotny sposób prezentować na scenie swoją męskość - dosłownie. Rozpinał spodnie i bawił się siusiakiem. Lub w odpowiedzi na prośbę o szklankę wody, potrafił zaserwować szklankę moczu.

Siebie nie oszczędzał: zapracował na status pierwszego samookaleczeniowca rocka. Poszedł dalej niż Jimi Morrison, którego uważał za wzór wokalisty. Do dziś występuje z obnażonym torsem. Wylansował skakanie z estrady w publiczność. W czasie koncertów kaleczył się nożem, polewał rany gorącym woskiem, wszczynał bójki z widzami.

Po latach skomentował swoje nieobliczalne zachowanie: - Było tak, jakby uwolnił się duch jak z lampy Aladyna i nakazał mi postępować według prostych reguł, sprowadzających się do jednego hasła: „Fuck everything!"

Podczas pierwszego występu w Polsce na początku lat 90. przypominał rockowe zwierzę. Wskakiwał na rusztowania podtrzymujące oświetlenie, wdrapywał się na kolumny nagłośnieniowe. Brutalnie obchodził się z mikrofonem, w końcu go zdemolował. To, co się działo potem, zapamiętał na długo.

- Trudno było zapomnieć - przyznał. - To w Polsce po raz pierwszy kopnął mnie prąd!

Incydent mógł zakończyć jego karierę.

Z czasem rockowy cyrk Popa sprofesjonalizował się. W repertuarze scenicznych zagrywek pozostał tylko rytualny numer z mikrofonem na długim kablu, który okręca sobie wokół szyi w rytm muzyki.

- Iggy jest nieobliczalny, zawsze mnie zaskakuje skokiem w publiczność, co fani uwielbiają najbardziej - komentował Ron Asheton. - Szczególnie niebezpieczny jest trick z kablem mikrofonu, który zaciska sobie na szyi jak lasso. Na szczęście Iggy jest nie tylko szaleńcem, ale i profesjonalistą. No i nie opuszcza go jego anioł stróż.

Na pewno zaś nie opuszcza go szczęście, Ashetona przeżył już o trzy lata. A pomimo fatalnego wypadku po skoku ze sceny w 2010 r. i deklaracji, że zrezygnuje z tego numeru, szybko wrócił do dawnej praktyki.

W roli klasyka

Trudno uwierzyć, że legendarni The Stooges, za których sprowadzenie trzeba teraz zapłacić około ćwierć miliona dolarów, rozpadli się również z powodu totalnej finansowej klapy. Ich ostatni album „Raw Power" krótko po wydaniu został przeceniony na 39 centów i znalazł się w „koszach na muzyczne śmieci". Trzy lata później ta sama płyta kosztowała 39 dolarów, bo właśnie wtedy okrzyknięto Iggy'ego Popa ojcem punka. W 1987 r. magazyn „The Rolling Stone" umieścił album na liście 100 najlepszych rockowych krążków wszech czasów. Jego ostre, zgrzytliwe brzmienie zainspirowało punkowców - Patti Smith, The Sex Pistols, i grungeową Nirvanę.

Pop ma na ten temat stonowaną opinię: - Od takich newsów większe zadowolenie sprawia mi to, kiedy słyszę w pubie, że jakiś facet gra moje piosenki.

Mimo to zgodził się na rolę klasyka. Nie odmawiał śpiewania melodyjnych, a nawet lirycznych piosenek w duetach. Zaprezentował głęboki, męski głos w „China Girl" i „Tonight" wraz z Davidem Bowiem oraz w „Candy", przeboju wykonanym z Kate Pierson z zespołu B#52. W Polsce i Europie Wschodniej wielką popularnością cieszyły się hity z filmu Emira Kusturicy „Arizona Dream": „TV Screen", „In the Deathcar" i „Get the Money". Rozpoczął również karierę aktorską. Zagrał w „Kolorze pieniędzy" Martina Scorsese, a także w „Kawie i papierosach" oraz „Truposzu" Jima Jarmuscha.

O tym, że ma naprawdę szczęście świadczy również największy jego hit „Passenger". Jego powstanie zainspirował film Antonioniego z Jackiem Nicholsonem, który grał reportera próbującego zmienić tożsamość i uciec przed swoim tragicznym losem. Bezskutecznie. Popowi na razie to się udaje. Kaleczy się, jednak nie tak głęboko, by umrzeć. Wygląda na to, że rozsądnie składa ofiarę ze swojego życia, a może polubił je. Lub nawet pokochał.

We wszystkich publikacjach zapowiadających koncert Iggy'ego Popa jak nudna mantra pojawia się motyw uzależnienia od narkotyków - nieaktualny już wtedy, gdy był w Polsce w 2000 r.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"