Twórcą przeniesienia na ekran najsłynniejszego utworu Krzysztofa Pendereckiego jest wybitny reżyser teatralny Grzegorz Jarzyna. Z gotyckiej katedry w Münster do naszych domów – oto droga, jaką przebyła w niespełna pół wieku „Pasja według św. Łukasza". I także dowód, jak zmienił się nasz stosunek do tej muzyki, niegdyś uważanej za elitarną, dziś stającą się wręcz częścią kultury masowej. Nie traci przy tym wyjątkowego charakteru, choć w „Pasji według św. Łukasza" odnajdujemy inne treści niż wtedy, gdy powstała.
Kiedy Krzysztof Penderecki otrzymał zamówienie na utwór, który miał uświetnić 700-lecie katedry w niemieckim Münster, miał 30 lat. Był kompozytorem, który zdobył sławę dzięki radykalnym eksperymentom. I oto zadziwił wszystkich „Pasją według świętego Łukasza", jako pierwszy kompozytor XX wieku otwarcie korzystał w niej z doświadczeń Jana Sebastiana Bacha, nie naśladując go wszakże, ale podejmując z nim twórczy dialog. Forma pasyjnej opowieści o Męce Pańskiej uważana była wówczas za anachroniczną, on udowodnił, iż to nieprawda.
W chwili prawykonania „Pasji" Pendereckiego w 1966 r. Grzegorza Jarzyny nie było jeszcze na świecie, urodził się dwa lata później. Utwór usłyszał jako nastolatek, po raz pierwszy z nagrania płytowego i od razu go zafascynował. Jak przyznaje, ta muzyka towarzyszy mu od dawna. – Jeśli nie zrobiłem wcześniej z niej spektaklu – mówił przed rejestracją tego widowiska – to dlatego, że nie znalazłem odpowiedniego wnętrza. Wiedziałem, że nie może się rozgrywać w świątyni, takie miejsce nasuwa widzom zupełnie inną interpretację.
Kameralny śpiew
Znalazł dla niej miejsce w supernowoczesnych halach z kosmicznymi kopułami studia nagraniowego w Alwerni pod Krakowem. Dla kompozytora ważna była przestrzeń katedry w Münster z jej warunkami akustycznymi, wzmagającymi brzmienie chórów.
W studyjnych warunkach Alwerni ich śpiew nie wznosił się ku niebu, wręcz zamierał zbyt szybko, co przeszkadzało widzom uczestniczącym w widowisku. W rejestracji filmowej ten mankament naprawili realizatorzy dźwięku, nie zmienia to wszakże faktu, że mamy do czynienia z najbardziej kameralną interpretacją w koncertowym życiu „Pasji według św. Łukasza".