Dziki atakują. Dziki tracą respekt przed człowiekiem

Dokarmiane i zwabiane jedzeniem zwierzęta coraz częściej zapuszczają się na osiedla i terroryzują mieszkańców.

Publikacja: 04.07.2013 20:45

Ludzie, nie zważając na zagrożenie dokarmiają dziki, które podchodzą coraz bliżej osiedli

Ludzie, nie zważając na zagrożenie dokarmiają dziki, które podchodzą coraz bliżej osiedli

Foto: Fotorzepa, Sławomir Ryfczyński Sławomir Ryfczyński

Atakują warszawiaków z peryferyjnych dzielnic, letników na nadmorskich plażach, a w Olsztynie całymi watahami plądrują osiedlowe śmietniki. Dziki, których populacja osiągnęła w zeszłym roku 256 tys., stale rośnie i traci respekt przed człowiekiem.

Panią Ewę, która na początku tygodnia spacerowała z psem w Józefowie pod Warszawą, przed atakiem lochy uratował uzbrojony sąsiad. – Pierwszy dzik ruszył na wilczura, ale przestraszył się mnie. Natychmiast z krzaków wyskoczył ogromny dzik i zaczął iść prosto na mnie. Byłam przerażona. W ostatniej chwili spłoszył ją wystrzał – opowiada „Rz” pani Ewa, która planuje kupić własny pistolet hukowy na wypadek kolejnych spotkań z dzikami.

Po jej przygodzie część sąsiadów zrezygnowała ze spacerów w kierunku lasu.
Ale dziki atakują nie tylko na ulicach. Wygłodniałe stada włamują się do altanek śmietnikowych i podkopują się pod ogrodzenia. Nie pomagają nawet gwoździe i wzmocnienia z drutu kolczastego. Działkowcy narzekają na wyjedzone nowalijki, a nawet cebulki kwiatów, rolnicy w całym kraju – na przeorane pola. Ale straty w plonach to nic wobec zagrożenia życia.

– Dzik jest zwierzęciem niebezpiecznym dla człowieka. Co gorsza, kolejne pokolenia, pożywiające się w przydomowych śmietnikach, a często dokarmiane przez mieszkańców, tracą respekt wobec człowieka – mówi dr Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo, który podczas spacerów nad brzegiem Wisły regularnie natyka się na całe watahy.

– Dziki zawsze mogą być agresywne, szczególnie lochy z młodymi. To nie są oswojone kotki czy pieski, które można pogłaskać – ostrzega Kruszewicz. – Niestety, wiele osób zdaje się o tym zapominać i próbują je dokarmiać. Tam, gdzie mogą być stada dzików, nie należy spuszczać ze smyczy psa, bo atakowany pies ucieka pod nogi człowieka, a dzik zmienia obiekt ataku. Sam, gdy spotykam dziki, staram się odstraszyć je dźwiękiem klamry od paska, przypominającym przeładowywanie broni. Wydaje się, że boją się już tylko myśliwych – mówi dr Kruszewicz.

Dyrektor warszawskiego zoo krytykuje też, jego zdaniem, zbyt liberalny stosunek większości samorządów do dzików. Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, dziki mogą być odławiane tylko w lasach, w okresie od 15 października do stycznia.

W stolicy, zgodnie z zarządzeniem prezydent miasta, łowczy z Lasów Miejskich obchodzą się z dzikami wyjątkowo delikatnie. Wezwani przez strażników miejskich, starają się „odprowadzić” zwierzę do lasu, a jeżeli nie chce współpracować, aplikują mu domięśniowy zastrzyk uspokajający. Nadmiar dzików odtransportowują w miejsca bardziej zalesione, czasem do innego województwa, np. w Zachodniopomorskie.

Ale tamtejsi myśliwi też nie są w stanie poradzić sobie ze stale wzrastającą populacją. Zgodnie z danymi Lasów Państwowych, w zeszłym roku odstrzelono 196 tys. z 256 tys. dzików. Ale już w maju lochy wychodziły na żer w towarzystwie około 10 dobrze odżywionych warchlaczków. Tylko w Warszawie liczba dzików wzrosła od 2000 r. z około 200 do 600 sztuk.

Piotr Mostowski, kierownik referatu ds. ekologicznych stołecznej straży miejskiej, radzi schodzić dzikom z drogi, szczególnie lochom z warchlakami. – Na razie nie odnotowaliśmy przypadków, w których dziki zaatakowałyby czy zraniły człowieka. Przyjmujemy zgłoszenia o szarżujących dzikach, ale na miejscu okazuje się na szczęście, że nie doszło do konfrontacji – mówi Piotr Mostowski.

Andrzej Kruszewicz uważa jednak, że to tylko kwestia czasu. – Jeśli dziki nie zostaną objęte odłowami również w mieście, za dwa–trzy pokolenia nie będą miały żadnego respektu przed człowiekiem i to one będą nami rządzić – ostrzega.

Atakują warszawiaków z peryferyjnych dzielnic, letników na nadmorskich plażach, a w Olsztynie całymi watahami plądrują osiedlowe śmietniki. Dziki, których populacja osiągnęła w zeszłym roku 256 tys., stale rośnie i traci respekt przed człowiekiem.

Panią Ewę, która na początku tygodnia spacerowała z psem w Józefowie pod Warszawą, przed atakiem lochy uratował uzbrojony sąsiad. – Pierwszy dzik ruszył na wilczura, ale przestraszył się mnie. Natychmiast z krzaków wyskoczył ogromny dzik i zaczął iść prosto na mnie. Byłam przerażona. W ostatniej chwili spłoszył ją wystrzał – opowiada „Rz” pani Ewa, która planuje kupić własny pistolet hukowy na wypadek kolejnych spotkań z dzikami.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem