Już tak jest w show-biznesie, że buntownikami stają się często młodzi ludzie poddani regułom restrykcyjnego wychowania.
Szczególną grupę stanowią dzieci pastorów: gdy już się wyzwolą z rodzinnych więzi, tworzą bezkompromisowe, bywa że pełne brutalności, piosenki. Taka jest też historia Kings of Leon. Grupie przewodzą bracia Followill – Nathan, Caleb i Metthew, których ojciec był nawiedzonym zielonoświątkowym kaznodzieją, potem zbłądził, a ostatecznie rozwiódł się z żoną i porzucił rodzinę.
Może to dzięki jego krętym życiowym ścieżkom powstała mroczna, surowa, chwilami dziwaczna muzyka nowych królów rocka, którzy w młodości słuchali tylko gospel, natomiast Boba Dylana, U 2, The Rolling Stones poznali już po debiucie. Ich niedbale zaaranżowane nagrania idealnie wyrażają zagubienie młodych ludzi. Właśnie dlatego w czasach, gdy króluje rap i elektronika, Kings of Leon stali się głosem nastolatków.
Hipisowski kaznodzieja
Kulisy życia muzyków Kings of Leon odsłania najnowsza biografia „Sex On Fire" pióra Michaela i Dreya Heatleya, w przekładzie Anny Brodzik, wydana przez krakowskie wydawnictwo SQN.
– Nie jesteśmy pijakami bez koszulek i butów, którzy biją swoje żony. Chcemy trzymać się z dala od stereotypu południowca – deklarują muzycy.