Zbuntowani synowie błądzącego kaznodziei

We wrześniu ukaże się szósty album Kings of Leon – „Mechanical Bull" ? – i będzie to jedna z najważniejszych muzycznych premier roku. W sobotę ta amerykańska grupa gra na gdyńskim Open'erze – pisze Jacek Cieślak

Aktualizacja: 05.07.2013 18:48 Publikacja: 05.07.2013 17:57

Zbuntowani synowie błądzącego kaznodziei

Foto: ROL

Już tak jest w show-biznesie, że buntownikami stają się często młodzi ludzie poddani regułom restrykcyjnego wychowania.

Szczególną grupę stanowią dzieci pastorów: gdy już się wyzwolą z rodzinnych więzi, tworzą bezkompromisowe, bywa że pełne brutalności, piosenki. Taka jest też historia Kings of Leon. Grupie przewodzą bracia Followill – Nathan, Caleb i Metthew, których ojciec był nawiedzonym zielonoświątkowym kaznodzieją, potem zbłądził, a ostatecznie rozwiódł się z żoną i porzucił rodzinę.

Może to dzięki jego krętym życiowym ścieżkom powstała mroczna, surowa, chwilami dziwaczna muzyka nowych królów rocka, którzy w młodości słuchali tylko gospel, natomiast Boba Dylana, U 2, The Rolling Stones poznali już po debiucie. Ich niedbale zaaranżowane nagrania idealnie wyrażają zagubienie młodych ludzi. Właśnie dlatego w czasach, gdy króluje rap i elektronika, Kings of Leon stali się głosem nastolatków.

Hipisowski kaznodzieja

Kulisy życia muzyków Kings of Leon odsłania najnowsza biografia „Sex On Fire" pióra Michaela i Dreya Heatleya, w przekładzie Anny Brodzik, wydana przez krakowskie wydawnictwo SQN.

– Nie jesteśmy pijakami bez koszulek i butów, którzy biją swoje żony. Chcemy trzymać się z dala od stereotypu południowca – deklarują muzycy.

Książka pokazuje, że różnie z tym bywało. Ojcem trójki braci – Nathana, Caleba i oraz Jareda – jest były hipis, wielbiciel Neila Younga i zielonoświątkowiec. Rodzina spędzała sporą część życia, podróżując po południu Stanów Zjednoczonych, przemieszczając się z jednej mszy na drugą. Gdy synowie nie mieli szansy chodzić do szkoły, uczyła ich matka. Byli chowani jak pod kloszem. – Gdy byliśmy dziećmi, rodzice nie rozmawiali o polityce, nigdy nie brali udziału w wyborach, a całe ich życie ograniczało się do religii – wspominał Celeb. – Słuchaliśmy tylko muzyki gospel i nie mieliśmy nawet telewizora.

Życie w nieustającej podróży nie było bynajmniej idyllą. – Nieraz czuliśmy się fantastycznie, ale nie zawsze. Jeśli ktoś z nas znalazł kolegę albo dziewczynę, znajomość nigdy nie trwała zbyt długo – opowiadają.

Wytrzymać wszystko

Jedyna korzyść, jaka wynikła z koczowniczego trybu życia, to przyzwyczajenie do wspólnego znoszenia niedogodności niekończącej się podróży, co bardzo przydaje się teraz podczas tournée.

– Nie tworzylibyśmy dzisiaj zespołu, gdybyśmy mieli normalne dzieciństwo. Wiele grup się rozpada, bo ich członkowie nie są przyzwyczajeni do bycia ze sobą tak blisko przez tyle czasu – przyznają po latach.

W dzieciństwie nie przewidywali, co ich czeka. Myśleli, że tak jak ojciec, zostaną pastorami. Wszyscy ich przyjaciele po skończeniu szkoły średniej poszli bowiem do kolegium biblijnego. Taki wybór podświadomie po cichu wspierała matka, oddana życiu religijnemu. Z tego powodu separowała synów od świata zewnętrznego. Tylko pod jej nieobecność ojciec pozwalał słuchać im w samochodzie takich wykonawców jak Neil Young czy Bad Company.

W 1997 roku życie rodzinne legło w gruzach. Ojciec zaczął pić, bo czuł się wykończony nerwowo. Później oskarżono go o cudzołóstwo i zmuszono do odejścia z Kościoła.

– Rozwód rodziców zniszczył naszą doskonałą egzystencję z dala od reszty świata, który nie mógł nas dotknąć ani nas skazić – powiedział najstarszy Nathan. – Zdaliśmy sobie sprawę, że ojciec, w naszych oczach najlepszy facet, jakiego kiedykolwiek znaliśmy, był tylko człowiekiem ułomnym. Tak jak każdy z nas. To była niezła szkoła życia. Tak dowiedzieliśmy się, że ludzie zawsze coś spieprzą!

Tymczasem w Nashville poznali muzyka, który chwalił się, że dostaje dwa tysiące dolarów za napisanie tandetnej piosenki country.

– Potrzebowaliśmy pieniędzy na dragi, a nie chcieliśmy pracować w centrum handlowym. Dlatego zaczęliśmy pisać kawałki – wyznaje Nathan.

Latające szampany

Dzięki występom poznali Kevina Levitana, który opiekował się m.in. Emmylou Harris i The B-52s. Ten zaś zaprezentował ich producentowi Angelo Petragliemu. To on zaproponował muzycznym żółtodziobom przyspieszony kurs historii muzyki, w którym najważniejsze były nagrania The Velvet Underground, Boba Dylana i The Rolling Stones. Bracia byli zachwyceni, ale bardzo dbali o autonomię. Gdy padł pomysł dokooptowania do ich zespołu doświadczonych instrumentalistów, nie zgodzili się i zaprosili do składu kuzyna Matthew, który rzucił szkołę i w ekspresowym tempie stał się członkiem grupy.

Rodzinne więzi sprawiły, że muzycy dobrze komunikowali się w studiu. Byli w stanie wytrzymać rockandrollową karuzelę, na jaką wsiedli podczas pierwszej promocyjnej wizyty w Wielkiej Brytanii, gdy zamieszali w ekskluzywnym hotelu nawiedzanym przez zblazowane gwiazdy, które wydawały tam krocie na używki.

– Przez pierwsze dwie noce siedzieliśmy jak zahipnotyzowani, rozglądając się i śmiejąc – opowiadają. – Czuliśmy się jak w filmie. Oglądaliśmy totalne szaleństwo absolutne, jakiś niestworzony cyrk.

Kokainę wciągano prosto ze stołów. Rzucano butelkami szampana. Jak podkreślają autorzy książki, a Kings Of Leon wkrótce sami stali się częścią pełnego ekscesów, rockandrollowego życia. Popularnością cieszyli się przede wszystkim w Wielkiej Brytanii i Europie. Ameryka ich nie pokochała, choć oni deklarowali bezgraniczne przywiązanie do ojczyzny.

– Jesteśmy dumni z naszego pochodzenia. Południowe korzenie często są stygmatem, tak jak u Lynyrd Skynyrd i Johnny'ego Casha – mówił Caleb.

Na debiutanckiej płycie „Youth & Young Manhood" z 2003 r. zaproponowali muzykę nieoszlifowaną i naturalistyczną. Opisali mroczną część swojego dzieciństwa. Ale nie narzekali. Nie robili rockowej martyrologii z problemów, jakie wywołało odejście ojca.

– Jedną z zalet grania w tym zespole – powiedział Nathan – jest to, że 80 procent tłumu stanowią dziewczyny. Mocno ze sobą rywalizujemy, więc jeśli po zakończeniu koncertu masz ładniejszą pannę niż ja, spróbuję ci ją odebrać. Bez dwóch zdań zasmakowaliśmy już zalet tego stylu życia.

Razem z U2

Druga płyta „Aha Shake Heartbreak" miała odczarować wizerunek pupilów rozdokazywanych dziewcząt. – Chcieliśmy, żeby album był jak otwarta rana – wspominają. Punktem kulminacyjnym promocji stał się udział w Glastonbury Festival, gdzie mieli rozgrzewać publiczność przed koncertem Oasis. Potem dostali propozycję zagrania przed U2 podczas amerykańskiej części trasy Irlandczyków, która promowała ich bestselerowy album „Vertigo". Jared tak skomentował tę współpracę:

– Spotkaliśmy się z chłopakami z U2, a oni okazali się naprawdę bardzo w porządku. Rozmawialiśmy z nimi przez dłuższą chwilę i powiedzieli, że jak dalej będziemy nagrywać dobre płyty, to na wspólnej trasie zagramy po nich. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Niestety, nieustanne koncertowanie i nadużywanie narkotyków oraz alkoholu spowodowało, że Kings of Leon wrócili do Nashville skłóceni i pogrążeni w chaosie.

– Z najlepszych przyjaciół zmieniliśmy się w największych wrogów – przyznał Caleb. Jedynym sposobem, żeby coś naprawić, było prowokowanie kłótni. Ale i ta metoda oczyszczania atmosfery przestała być skuteczna.

Na szczęście pokochali ich artyści starszego pokolenia i wyciągali pomocną dłoń. Kings of Leon zostali zaproszeni na wspólne tournée przez Boba Dylana, który zadzwonił do młodych muzyków osobiście, a także Foo Fighters i The Racounteurs Jacka White'a. To cementowało grupę, chociaż w studiu dochodziło wciąż do bójek, a na koncertach muzycy dawali upust złej energii, niszcząc sprzęt i instrumenty.

– Dużo wypiliśmy, jeden z nas powiedział coś wyjątkowo bolesnego. Dosłownie rzuciliśmy się na siebie jak psy spuszczone ze smyczy – komentował Celeb.

Kłopot z bratem

Z czasem jego frywolność i nonszalancja stawały się problemem. Żeby ograniczyć bójki w zespole, menedżer zatrudnił ochroniarzy. Caleb przyznawał, że po alkoholu budziło się jego złe alter ego, które nazywał „Rooster", czyli kogucik.

– Nienawidzę, kiedy się pojawia – mówił, nawiązując do postaci Roostera Cogburna, kowboja-pijaka granego przez Johna Wayne'a. – Kiedy wracam do siebie, niczego nie pamiętam i wydaje mi się, że świat jest piękny.

Płytą, która stanowiła zapis takiego nastroju, był poprzedni album „Come Around Sundown". Wszyscy są ciekawi, czy w Gdyni zaprezentują piosenki z mającej się ukazać płyty.

Już tak jest w show-biznesie, że buntownikami stają się często młodzi ludzie poddani regułom restrykcyjnego wychowania.

Szczególną grupę stanowią dzieci pastorów: gdy już się wyzwolą z rodzinnych więzi, tworzą bezkompromisowe, bywa że pełne brutalności, piosenki. Taka jest też historia Kings of Leon. Grupie przewodzą bracia Followill – Nathan, Caleb i Metthew, których ojciec był nawiedzonym zielonoświątkowym kaznodzieją, potem zbłądził, a ostatecznie rozwiódł się z żoną i porzucił rodzinę.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"