Grała, śpiewała, tańczyła. Jak na dzisiejsze standardy była trochę za pulchna, ale za to miała sporo wdzięku, spojrzenie urwisa, energię, którą mogłaby obdarzyć pułk wojska, a na głowie ponad 50 złotych loczków.
W „Złotowłosym brzdącu", „Małym pułkowniku", „Biednej, małej dziewczynce", „Małej księżniczce", „Heidi" czy „Naszym słoneczku" tworzyła na ekranie typ dzielnej dziewczynki, dającej sobie w życiu radę ze wszystkim. Każdy rodzic marzył o takiej córce, nic dziwnego więc, że na jej filmy prowadził własne dzieci. Pokolenie urodzone w latach 30. jako swoje pierwsze doświadczenia filmowe wymienia Disneyowską „Królewnę Śnieżkę" albo właśnie filmy z Shirley Temple.
Wprawdzie nie przebierająca w słowach Mia West mówiła, że to nie dziecko, lecz sześćdziesięcioletnia liliputka, ale „Szirlejka" stanowiła wówczas antidotum na troski ery depresji. Hollywood ją kochał, bo stała się ulubioną aktorką publiczności w tzw. „epoce niewinności", gdy działał kodeks Haysa i liczne Ligi Moralności sprzeciwiające się rozwiązłości na ekranie.
Shirley Temple należała do tych dziecięcych gwiazd, które nie przekroczyły progu dorosłości. Kiedy zaczęła dorastać, przeniosła się z wytwórni Foxa do MGM i jako nastolatka zagrała w kilku filmach. Jednak widzowie okazali się okrutni. Chcieli zachować w pamięci złotowłosego brzdąca i nie zgodzili się, by na ekranie dojrzał. Obrazy z Temple - podfruwajką nie odniosły sukcesu. Ale tak jak w kinie - Shirley dała sobie radę także w życiu. Rozwiodła się z aktorem Johnem Agarem, za którego wyszła za mąż jako siedemnastolatka i w 1945 roku związała się z kalifornijskim biznesmenem Charlesem Aldenem Blakiem. Wychowała trójkę dzieci i zaczęła robić karierę w polityce. Należała do partii republikańskiej, byla szefową protokołu w administracji Geralda Forda, potem ambasadorem USA w Ghanie, Danii i Czechosłowacji.