NMB 48 na czele światowych list przebojów

Płyta japońskiego zespołu NMB 48 stała się największym hitem na świecie. Po raz pierwszy amerykański rynek okazał się słabszy od japońskiego.

Aktualizacja: 25.09.2014 01:27 Publikacja: 23.09.2014 13:26

NMB 48 na czele światowych list przebojów

Foto: materiały prasowe

W ostatni tydzień wakacji płyta „Sekai No Chuushin Wa Osaka Ya (namba Jichiku)" pokonała bestselery z amerykańskiego „Billboardu", światowej listy przebojów. To wydarzenie bez precedensu przypomina film „Między słowami" Sophii Coppoli, w którym oczami amerykańskiego gwiazdora kręcącego reklamówkę w Japonii przyglądamy się z rosnącym zdziwieniem tamtejszej kulturze pop.

Fakty są jednak bezwzględne: nie Madonna, nie Jay-Z królowali, lecz japoński zespół NMB 48.

Ta formacja jest jednym z najpopularniejszych zespołów w Japonii, ale tylko wierzchołkiem piramidy powiązanych ze sobą siostrzanych grup. Pierwsza była AKB48. Nad wszystkimi czuwa Yasushi Akimoto, stary wyjadacz na azjatyckim rynku. Zaczynał jako scenarzysta najpopularniejszego japońskiego telewizyjnego show „Utaban". Potem wziął się za pisanie piosenek dla wielu zespołów, których nazwy przypominają kryptonimy akcji specjalnych — SKE48, SDN48, NMB48, HKT48.

Łączy je formuła, a raczej format. Powstały według zasady „Idol, którego możesz spotkać". Zespoły te nie występują w halach koncertowych, ani na stadionach — tylko w teatrach. Praktycznie można oglądać je każdego dnia. Każdy — liczący bowiem czterdzieści osiem wokalistek, podzielony został na drużyny, co sprawia że formacja jest niezwykle mobilna i może występować w tym samym terminie w wielu miastach. Akimoto rozwija działalność swoich zespołów według zasad franczyzy — niczym restauracje fast food. Inwestorzy płacą mu za licencję, ta jednak gwarantuje sukces.

Jeden z formatów Akimoto działa w Indonezji pod nazwą JKT48. Guru japońskiego showbiznesu zdecydował się na podbicie tamtejszego tego kraju wraz z innymi japońskimi koncernami, które zajęły się dobrze prosperującym rynkiem indonezyjskim.

Akimoto stał się na tyle wpływową postacią w Japonii, że zaproszono go Komitetu Olimpijskiego Tokyo 2020 i ma zrealizować widowisko otwierające igrzyska. Jego sukcesy w branży rozrywkowej nie wszystkim jednak przypadły do gustu. Wielu Japończyków uważa go za szkodnika, niszczącego tradycję, dlatego aż 11 tysięcy osób podpisało petycję z protestem przeciwko udziałowi Akimoto w komitecie olimpijskim. Teraz jednak, gdy jego grupa pokonała amerykańskie gwiazdy, wyrasta on na japońskiego bohatera i może być nie do ruszenia.

NMB 48, tytułowa piosenka z albumu „Sekai No Chuushin Wa Osaka Ya (namba Jichiku)

Nie wiadomo, czy przy dużej rotacji na japońskiej scenie NMB 48 utrzyma się do czasu igrzysk w 2020 r., ale obecnie mają mocną pozycję. Ich debiutancka piosenka „Zetsumetsu Kurokami Shojo" z 2011 r. tylko w pierwszym tygodniu po premierze sprzedała się w nakładzie ponad 200 tysięcy egzemplarzy, co dało jej pierwsze miejsce na japońskiej liście przebojów Oricon.

Członkowie zespołów Akimoto są zresztą trybikami w maszynie. Ich biografie to wyliczenia roszad między grupami. Ci, którzy rezygnują, są zastępowani przez młodszych. Zgodnie z zasadą „Show Must Go On".

Dużą szansę na przetrwanie daje to, że członkinie NMB48 mają wygląd gimnazjalistek. Ich teledyski epatują naiwną erotyką. Oto liderka idzie uliczką rodzinnego miasteczka i zostaje ugryziona przez napotkanego kotka. Od ugryzienia paluszek staje się różowy, zaś dziewczyna zamieniona w kociaka, przypominającego króliczki „Playboy'a" biegnie na łączkę, gdzie gryzie w paluszek rówieśnice. Oglądamy balecik gimnazjalistek.

W innych teledyskach dziewczyny tańczą na plaży w kostiumach kąpielowych albo grają w piłkę. Z naszej perspektywy te przeboje nie różnią się od siebie. To naiwny pop.

Tymczasem branżowe pismo „Billboardbiz" już w minionym roku zajęło się analizą japońskiego rynku, który pod względem obrotów dogania amerykański. W 2012 r. jego wartość wynosiła 4 miliardy dolarów. Zdziwienie na świecie budzi fakt, że japońska populacja, chociaż mniejsza o połowę od amerykańskiej, wydaje na muzykę tyle co mieszkańcy USA. Odpowiedź jest prosta: w Japonii piractwo to margines, bo karą za nie jest odsiadka w więzieniu. Tak restrykcyjne przepisy za nielegalne ściąganie muzyki w Internecie obowiązują od 2012 r.

Ceny płyt CD są wysokie — osiągają równowartość 30 dolarów. Za piosenka w iTunes trzeba zapłacić równowartość 2,5 dolara, czyli dwa i pół razy więcej niż w Ameryce.

Japończycy cieszą się też opinią obsesyjnych kolekcjonerów. Specjalne wydania z bonusami, kosztujące o wiele drożej niż podstawowe wersje, przyszły do Europy właśnie z Japonii. Jest zasadą japońskiego showbiznesu, że prawdziwy fan zespołu chce mieć wszystkie trzy formaty z ulubioną muzyką — winylowy, CD i mobilny. Fani kupują je również dlatego, że specjalnym wydawnictwom towarzyszą zaproszenia na spotkania z zespołem.

A jednak szefowie japońskiej fonografii żyją w stresie. Ich obawy wywołuje pytanie — co będzie, gdy spadnie popularność takich grup, jakie produkuje Akimoto? Obawy te mają uzasadnienie. Na pięćdziesiąt największych płytowych hitów 2013 roku w Japonii — 44 nagrali japońscy artyści.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"