Jest niezwykle ciekawym reżyserem – znanym dziś przede wszystkim z realizacji w teatrach operowych, ale wszystko zaczęło się jeszcze w szkole średniej. W jednej klasie zeszły się wtedy drogi kilku nastolatków, których połączyła wspólna pasja.
Oprócz Mariusza Trelińskiego byli wśród nich m.in Jakub Pajewski - dziś znany fotografik, Jarosław Szoda – operator filmowy, Janusz Wróblewski – krytyk filmowy. Wspólnie kręcili filmy – i podobno naturalnie ułożyło się, kto z nich trzyma kamerę, kto odpowiada za narrację, a kto gra w filmie.
- Wtedy była to dzika frajda – wspomina Mariusz Treliński. W programie przypomni genezę ich pierwszego filmu, który powstał, gdy Jarosław Szoda powiedział, że umie pokazać bicie w twarz oraz tzw. efekty specjalne. Film nazywał się „Rzeźnia", trwał 4 i pół minuty i ginęło w nim 6 osób.
Gdyby natomiast nie ukończył „Filmu o punkach" , nie dostałby dyplomu łódzkiej Filmówki i nie byłby dziś tym kim, jest. Jak wspomina, dostał za niego tróję dwoma i praktycznie był na wylocie ze szkoły.
- Wizjoner, odkrywca ekstremalnych interpretacji. Zawsze bardzo dokładnie przygotowany, wydobywa z siebie tsunami słów, czyli okropnie dużo mówi, odsłania nieznane aspekty znanych dzieł – tak charakteryzuje reżysera Jan Peszek.