Jarosław Ł. (kiedyś S.), ps. Masa – najbardziej znany w kraju świadek koronny, który przed laty pogrążył gang pruszkowski – skusił się na kilkaset tysięcy złotych i kilka dni temu trafił do aresztu pod zarzutem wyłudzeń kredytów, korupcji i płatnej protekcji.
– Zarzuty korupcyjne dotyczą drobiazgów, a kwoty są śmieszne jak na postępowanie przygotowawcze prowadzone od trzech lat – mówi „Rzeczpospolitej" mec. Franciszek Piątkowski, adwokat „Masy", i zapowiada, że złoży zażalenie na areszt.
„Nie wrócę do dawnego życia" – zapewniał wielokrotnie w wywiadach „Masa", dając do zrozumienia, że przestępcza działalność to już zamknięty rozdział. Jednak – jak twierdzą śledczy – wygląda na to, że stare nawyki wzięły górę.
„Wszędzie mam znajomości, wszystko mogę załatwić" – według podsłuchanych rozmów Jarosława Ł. tego typu deklaracje miały padać z jego ust wielokrotnie. Z zarzutów wynika, że nie były to przechwałki bez pokrycia. A świadek koronny, który przyczynił się do posłania za kratki bossów mafii pruszkowskiej, wciąż był człowiekiem wpływowym.
Jak twierdzi prokuratura, „Masa" kupował sobie przychylność wysokiej rangi policjanta Zbigniewa G., który w łódzkiej komendzie wojewódzkiej był naczelnikiem Wydziału Wywiadu Kryminalnego – jednej z najbardziej newralgicznych komórek w policji. „Masa" regularnie przez rok (od czerwca 2014 r. do lipca 2015 r.) korumpował go, wręczając dość osobliwe łapówki – środki anaboliczne i dwie tony pelletu (materiał grzewczy) wartości ok. 1,5 tys. zł.