Technik, który pokochał Moneta

Najpierw była fascynacja, potem misterny plan, strach i wreszcie kara. Robert Z. został skazany na trzy lata

Publikacja: 02.07.2010 21:33

"Plaża w Pourville" Claude'a Moneta to jedyny obraz tego impresjonisty w polskich kolekcjach muzealn

"Plaża w Pourville" Claude'a Moneta to jedyny obraz tego impresjonisty w polskich kolekcjach muzealnych

Foto: Muzeum Narodowe w Poznaniu

Budynek Sądu Okręgowego w Poznaniu. Policjanci prowadzą skutego w kajdanki mężczyznę. Dżinsy, koszulka polo, ogolona na łyso głowa. Błyskają flesze. Mężczyzna jest spokojny. Na sali powie przez łzy: – Żadne słowa nie są w stanie wyrazić, jak bardzo żałuję tego, co zrobiłem. Nigdy nie powinno do tego dojść.

[srodtytul]Miłość na saksach[/srodtytul]

Bohaterowie: pierwszy to Robert Z., lat 41. Zamieszkały w Olkuszu, wykształcenie średnie, z zawodu technik posadzkarz, obecnie bez pracy. Kilka lat temu rozwiódł się, drugi raz ożenił, ma dwoje dzieci w wieku 17 i 6 lat. Dwukrotnie karany za drobne przestępstwa. Ostatnio – za niepłacenie alimentów. Jak się później okazało, to właśnie miało zaważyć na jego przyszłych losach.

Drugi bohater to obraz "Plaża w Pourville" Claude'a Moneta, jedyny tego artysty w polskich muzeach. Wymiary – 60 na 73 cm. Wiek – 128 lat. Wartość – 7 mln dolarów. Ale to tylko szacunki ekspertów. W praktyce cena obrazu w momencie wystawienia na sprzedaż mogłaby się okazać dużo wyższa. Bo choć płótno jest uszkodzone, za sprawą Roberta Z. zyskało swoją legendę.

Początki tej historii sięgają 1989 r. Robert Z. ma 20 lat, mieszka z rodzicami. Chce zarobić trochę grosza, jednak w małym Olkuszu nie jest łatwo. Wyjeżdża na saksy do Paryża. Pracuje, a popołudniami zwiedza, chodzi po kościołach i muzeach. W Luwrze po raz pierwszy w życiu ogląda obrazy francuskich impresjonistów. Potem powie prokuratorowi, że tam zaczęła się jego wielka miłość.

Po kilku miesiącach wraca do Olkusza, żeni się, rodzi mu się dziecko. Ale Monet i Renoir cały czas siedzą w jego głowie. Namiętność jeszcze się pogłębi po rozpadzie pierwszego małżeństwa. – Moje życie było puste i bez sensu. Uciekałem w książki. W jednej z nich przeczytałem o Monecie. Postanowiłem jechać do Poznania i go obejrzeć – zezna w prokuraturze. – Jak go zobaczyłem, wbiło mnie w ziemię. Nie było dnia, żebym o nim nie myślał – tłumaczył. Wkrótce Robert Z. postanawia: muszę go mieć tylko dla siebie. Jest wiosna 1999 r.

[srodtytul]Stuk obcasów[/srodtytul]

Plan rodzi się szybko. Kilka tygodni później Robert Z. znów jedzie do Muzeum Narodowego w Poznaniu. Gdy nikt nie widzi, mierzy obraz Moneta, a także wiszący obok Heinricha Zugla.

Parę tygodni później kolejna wycieczka – do Krakowa. Pod Barbakanem rozkładają się artyści. Jeden z nich to Ukrainiec po ASP. – Namalowałbyś coś takiego? – pyta Robert, pokazując w albumie "Plażę w Pourville". Targują się o cenę. Staje na 300 zł. Zamawia też kopię Zugla u niczego nieświadomej koleżanki.

We wrześniu 2000 r. wysyła do muzeum faks. Przedstawia się jako młody artysta, prosi o zgodę na namalowanie dowolnego obrazu. Podpisuje się "Jacek Walewski". Zgodę otrzymuje. Wkrótce bierze nóż, teczkę z kartkami brystolu, pośród których są obydwie kopie, i wsiada do pociągu. Po kilku godzinach staje przed poznańskim muzeum. Jest niedzielne przedpołudnie, 17 września 2000 r.

Robert Z. siada twarzą do obrazu Zugla. Wyciąga szkic koleżanki i udaje, że pracuje. Nikt nie zwraca na niego uwagi. Ruch jest niewielki. Gdy nikogo nie ma w sali, Robert rzuca się do "Plaży w Pourville" i po kawałeczku odcina płótno od ramy – przez pięć godzin. W muzeum nie ma alarmów ani monitoringu. Obrazów pilnują pracownice. Ale panie siedzą w sali obok i rozmawiają. – Miały buty na wysokich obcasach. Gdyby zaczęły się zbliżać, usłyszałbym – zezna Robert Z.

Wycięte płótno wsuwa między kartki brystolu, a w ramy wkłada kopię Ukraińca. Od oryginału różni się kolorystyką, widać wyraźne maźnięcia pędzla. Ale nikt się nie orientuje. O godz. 16 Z. wychodzi z sali. Na dole kupuje torbę, a potem do pociągu.

Bomba wybucha dwa dni później. Jedna z pracownic zauważa, że obraz w jednym rogu odstaje od ramy. Podchodzi bliżej i nogi się pod nią uginają.

Robert Z. dociera do domu w niedzielę późnym wieczorem. Jest sam w mieszkaniu. Rozkłada Moneta na stole w dużym pokoju. Syci się nim cały następny dzień. Nie bardzo wie, co robić dalej. Wreszcie chowa płótno za oderwaną od ściany pilśniową płytę.

[srodtytul]Plaża w październiku[/srodtytul]

Wkrótce o kradzieży krzyczą gazety i telewizja. Policja prowadzi śledztwo, bez rezultatu. W 2001 r. umarza sprawę. Ale Robert Z. nie może dojść do siebie. Po latach zezna, że od czasu kradzieży nie wyciągał płótna ze schowka. Gdy poznał drugą żonę, sumienie gryzło go tak, że postanowił je zwrócić. Pojechał do Poznania, stanął przed komendą, ale nie miał odwagi wejść. Potem zadzwonił do Ministerstwa Kultury. Chciał rozmawiać z ministrem. Ale gdy sekretarka spytała go o temat rozmowy, stchórzył.

Lata mijały. Z. układał sobie życie z nową żoną, ale nie mógł się pogodzić z byłą. Nie płacił alimentów. Trafił na policję, a ta pobrała od niego odciski palców. Wpadł podczas rutynowej kontroli policyjnych zasobów. Odciski pobrane w Olkuszu pasowały jak ulał do tych zostawionych na ramie "Plaży w Pourville".

– Psychiatria odnotowuje zjawisko zwane pigmalionizmem. To rodzaj fetyszyzmu, wiąże się z obsesyjną fascynacją dziełem sztuki. Zakładając jednak,że oskarżony przez dziesięć lat nie wyciągał obrazu z ukrycia, trudno przypisać mu ten kompleks – mówi Czesław Michalczyk, psycholog.

Biegli sądowi badający Roberta Z. uznali, że jest w pełni poczytalny. – A może mechanizm był prostszy? Z. ukradł obraz dla pieniędzy, a gdy wybuchła wrzawa, po prostu się przestraszył – zastanawia się Michalczyk.

W prawdziwość tłumaczeń Z. nie bardzo też wierzą pracownicy muzeum. Innego zdania jest dr Zbigniew Rau, kryminolog. – Gdyby tak było, Z. prawdopodobnie zniszczyłby obraz. A tego nie zrobił. Podobne przypadki są niezwykle rzadkie, ale jednak się zdarzają. Myślę, że mamy do czynienia z nieco nawiedzonym entuzjastą. I nie musi to mieć nic wspólnego z chorobą psychiczną – twierdzi.

Historia kradzieży rozpala wyobraźnię. Maciej Odoliński, reżyser m.in. "7 minut" czy "Xero", zapowiada przeniesienie jej na duży ekran. Tytułową rolę zagra Paweł Wilczak, znany m.in. z serialu "Kasia i Tomek". – W tej chwili nie mogę mówić na ten temat. 23 lipca organizujemy konferencję, na której przedstawimy informacje związane z projektem – powiedział "Rz" aktor.

"Plaża w Pourville" wróciła do poznańskiego muzeum. – Wycięcie z ramy uszkodziło płótno. Obraz trzeba poddać gruntownej renowacji – wyjaśnia Aleksandra Sobocińska z muzeum. Publiczność będzie go mogła zobaczyć 17 października.

[srodtytul]Metamorfoza?[/srodtytul]

– Jestem teraz innym człowiekiem, który stara się żyć uczciwie. Stara się, jak potrafi. Pokornie proszę o jedną, jedyną szansę – mówił przed sądem Z.

Został skazany na trzy lata więzienia. – Nie kierował się pan chęcią zysku. Wpisuje się pan w historię dotykającą dzieł sztuki w sposób mało przyjazny – argumentował sędzia Mariusz Sygrela.

[ramka] [srodtytul]Trzy z najgłośniejszych kradzieży obrazów ostatniego półwiecza[/srodtytul] [/ramka]

[ramka]

[b]Carravaggio - Boże Narodzenie[/b]

Obraz skradziono w 1969 r. z kościoła św. Rozalii w Palermo na Sycylii. Sprawcy wycięli płótno z ram żyletkami. W gronie podejrzanych znaleźli się członkowie sycylijskiej mafii, sądzono, że zrobili to na zlecenie bogatego kolekcjonera. Obrazu do dziś nie odzyskano. Jego wartość specjaliści szacują na ok. 20 milionów dolarów. (mpw)[/ramka]

[ramka]

[b]Edvard Munch - Krzyk[/b]

Dzieło zniknęło z Muzeum Narodowego w Oslo w 1994 r. Złodziejom chodziło o okup: chcieli miliona dolarów od rządu Norwegii, a grozili zniszczeniem płótna wartego ok. 50 mln dolarów. Trzy miesiące później obraz odzyskano.W 2004 r. z Muzeum Muncha (też w Oslo) skradziono inną wersję "Krzyku". Także została odzyskana. (mpw)[/ramka]

[ramka]

[b]Vincent van Gogh - Ogrodnik[/b]

Jeden z trzech niezwykłych obrazów skradzionych w nocy z 19 na 20 maja 1998 r. z Narodowej Galerii Sztuki Nowoczesnej w Rzymie. Pozostałymi łupami były "Arlezjanka" tegoż van Gogha i "Chatka Jourdana" Paula Cezanne'a. Wszystkie płótna odzyskano, a policja aresztowała osiem osób zamieszanych w zuchwały rabunek. (mpw)[/ramka]

Budynek Sądu Okręgowego w Poznaniu. Policjanci prowadzą skutego w kajdanki mężczyznę. Dżinsy, koszulka polo, ogolona na łyso głowa. Błyskają flesze. Mężczyzna jest spokojny. Na sali powie przez łzy: – Żadne słowa nie są w stanie wyrazić, jak bardzo żałuję tego, co zrobiłem. Nigdy nie powinno do tego dojść.

[srodtytul]Miłość na saksach[/srodtytul]

Pozostało 96% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo