”Wojska USA biorą na siebie ciężar walk z talibami w prowincji Ghazni. Stacjonujący tam polscy żołnierze mają się skupić na ochronie głównej drogi Afganistanu oraz szkoleniu miejscowej policji i armii” – czytamy.
„Prawie tysiąc amerykańskich żołnierzy zajmuje właśnie wschodnie, najbardziej niebezpieczne rejony Ghazni, za których bezpieczeństwo odpowiadali Polacy. To najważniejsza zmiana dotycząca naszych wojsk w Afganistanie od dwóch lat, kiedy to rozproszeni w trzech prowincjach żołnierze zostali skoncentrowani w Ghazni. Już wtedy polscy dowódcy twierdzili, że utrzymanie bezpieczeństwa w jednej z największych prowincji wymaga co najmniej 4 tys. wojsk. Dziś nasz kontyngent liczy 2,6 tys. i jest to kres naszych możliwości - tak ludzkich, jak i finansowych.
- Wprowadzenie amerykańskiego wojska do Ghazni to inicjatywa Amerykanów. My przyjęliśmy ją z zadowoleniem. To wzmocnienie, które ma poprawić sytuację w prowincji - podkreśla w rozmowie z "Gazetą" szef MON Bogdan Klich.
Żołnierze USA będą podlegać polskiemu dowództwu - po raz pierwszy w historii w takiej sile (wcześniej w prowincji było kilkudziesięciu Amerykanów). Nasi generałowie będą wciąż odpowiedzialni za bezpieczeństwo w Ghazni i to oni będą nadal współpracować z afgańskimi władzami. Jak nieoficjalnie mówili nam polscy dowódcy, samodzielnie nie radziliśmy sobie w Ghazni. Brakowało żołnierzy i sprzętu nawet na efektywne patrolowanie rejonów wokół baz. Rozzuchwaleni talibowie tylko we wrześniu 35 razy ostrzelali rakietami bazy Warrior i Ghazni” – relacjonuje „Gazeta”. Są to wieści smutne ale nie zaskakujące. Pytanie czy w tej sytuacji, kiedy radzimy sobie coraz gorzej mamy porostu się wycofać i powiedzieć, że to nie nasz problem, czy jednak wspólnie z sojusznikami NATO próbować doprowadzić sytuację w Afganistanie do jako-takiego porządku. Afgańska misja to dziś kluczowa akcja NATO I jej rozwiązanie będzie miało duży wpływ na przyszłość Sojuszu. A nasza rola w tej akcji na pewno będzie miła wpływ na nasza pozycję w NATO.
„Polska” z kolei informuje, że przez Warszawę przejechał transport siedmiu wielkich ciężarówek wypełnionych materiałem radioaktywnym - wysokowzbogaconym uranem (HEU). „W ten sposób przewieziono uran, jaki wystarczyłby do wyprodukowania ośmiu bomb atomowych. Materiał eskortowany przez stu policjantów został pod stolicą przepakowany na pociąg i przewieziony do Gdyni, a stamtąd wysłany do Murmańska w Rosji. Całe wydarzenie będące realizacją amerykańsko-rosyjskiej umowy miało miejsce dwa tygodnie temu, ale prawda o nim wyszła na światło dzienne dopiero teraz. - Tego typu transporty objęte są ścisłą tajemnicą państwową. Można o nich mówić po fakcie, ale nigdy przed - wyjaśnia "Polsce" Stanisław Latek, rzecznik Państwowej Agencji Atomistyki”. Skąd wziął się atom w Polsce? Jak pisze „Polska” okazało się, że był u nas od bardzo dawna. Transport, który przejechał przez pół kraju, miał na celu wywiezienie z Polski wypalonego paliwa jądrowego z reaktorów badawczych Instytutu Energii Atomowej w Świerku. W wyniki porozumień międzynarodowych trafić ma do Rosji. Całe szczęście, że nie zostaje u nas ma dłużej.