Konsul Adrianna Warchoł zajmowała się sprawą Nikoli – polskiej dziewczynki, którą norweskie służby socjalne odebrały polskiej rodzinie. Dziewczynka trafiła do norweskiej rodziny zastępczej.  Prawdziwi rodzice zdecydowali się na dramatyczny krok – zaangażowali detektywa  Krzysztofa Rutkowskiego, który odebrał małą.

Konsul nazwała norweskich rzeczników praw dziecka „organizacją działającą jak Hitlerjugend". Stwierdziła, że „Norwegowie ze względu na niż demograficzny chcą wszelkimi metodami uzupełniać braki. Urzędnicy wydają negatywne opinie o rodzinie, a potem w świetle prawa porywają dzieci".

Ambasador RP w Oslo przeprosił Norwegów za wypowiedź konsul. MSZ z początkiem października odwołało ją ze stanowiska. Według ministerstwa jej wypowiedź negatywnie wpływała na wizerunek Polski.

– Przypuszczam, że walcząc o polskie dziecko, pani konsul w emocjach przejęzyczyła się. Sądzę, że chodziło jej o Jugendamty – niemieckie urzędy, które, delikatnie mówiąc, nie ułatwiają życia polskim rodzinom – mówi „Rz" Mirosława Kątna, szefowa Komitetu Praw Dziecka. – Rozumiem działanie konsul, która wzięła dziecko i polską rodzinę w obronę.