Waldemar Pawlak stawia Donaldowi Tuskowi zaporowe warunki. Gdyby premier zgodził się na jego postulaty, musiałby przyznać się do rezygnacji z reformy, a dodatkowo naraziłby budżet na ogromne koszty.
Pierwszy postulat PSL to właściwie powrót do wcześniejszych emerytur. Ludowcy chcą dać możliwość przejścia na pełną emeryturę, wyliczoną z kapitału zgromadzonego w ZUS i OFE, osobom w wieku nawet 60 lat. – Na stole negocjacyjnym położyliśmy możliwość odejścia z rynku pracy w wieku 60 – 65 lat – mówi "Rz" Krzysztof Kosiński, rzecznik PSL. Gdyby ta propozycja weszła w życie w wersji najbardziej łagodnej dla przyszłych emerytów i mogliby oni odchodzić na świadczenia, mając 60 lat, oznaczałoby to w praktyce brak jakichkolwiek zmian. PO godzi się na częściowe emerytury, ale po pierwsze dla osób starszych (w grze jest wiek 63 – 65 lat), a po drugie chce, aby świadczenia były niskie, po to, by nie zachęcać do ich nadkonsumpcji. Mają zatem wynosić maksymalnie 30 – 50 proc. świadczenia, które przysługiwałoby w "pełnym" wieku. Na to nie chcą się zgodzić ludowcy, przekonując, że takie świadczenia będą głodowe. Jak wynika z ich wyliczeń, gdyby przyjąć 30-proc. wariant premiera, kobieta urodzona w 1966 roku, która przeszłaby na emeryturę, mając 64 lata, dostawałaby miesięcznie zaledwie 607 zł. Gdyby przyjęto wariant Pawlaka, otrzymałaby 2,9 tys.
– W ogóle nie powinno być częściowych emerytur, bo oznacza to powrót do świadczeń wcześniejszych – zauważa Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku. Według niego najlepsza byłaby "czysta" wersja z wiekiem 67 lat dla obojga płci. Wtedy także świadczenia byłyby najwyższe. – Pamiętajmy, że wczesne odejście z rynku pracy kosztuje. Wyższe są podatki, mniejsze wpływy do budżetu – zauważa Wojciechowski.
Także druga propozycja PSL jest trudna do zaakceptowania przez Tuska. Ludowcy chcą dopłat dla matek za urodzone dziecko. Nie ma to jednak dotyczyć kobiet w ograniczonym zakresie, np. za urodzenie drugiego czy trzeciego i kolejnych dzieci od 2013 roku, kiedy rozpocznie się proces wydłużania czasu pracy. PSL chce objąć tymi rozwiązaniami wszystkie kobiety podlegające reformie, zaczynając od tych urodzonych w 1950 r. – To kosztowałoby miliardy i dramatycznie pogłębiłoby kłopoty Funduszu Ubezpieczeń Społecznych – mówi nam osoba zbliżona do rządu, która szacowała skutki finansowe propozycji ludowców.
Eksperci wskazują ponadto, że takie dopłaty nie służyłyby celowi, jaki jest zakładany przy ich ewentualnym wprowadzeniu – tj. zwiększaniu dzietności. Jeśli dostałyby ją także te osoby, które już dziecko urodziły, trudno mówić o realizacji tego celu. Co więcej, koszty tych zachęt byłyby przerzucone w postaci wyższych składek głównie na nieliczne roczniki, które wejdą na rynek pracy za mniej więcej dziesięć lat, kiedy na emerytury będą odchodzić liczne roczniki powojennego wyżu. Skończyć by się mogło nie tylko pogorszeniem wypłacalności FUS, ale także sytuacji na rynku pracy.