Handel z ciemnoskórymi przedsiębiorcami dla właścicieli fabryki butów miał być żyłą złota, a okazał się koszmarem. Zamiast dobrego zarobku ponieśli stratę, stracili dużo pieniędzy, zdrowia i nerwów.
U Ireny S. właścicielki zakładu produkującego buty w podwarszawskiej Wildze zadzwonił telefon. Po drugiej stronie słuchawki był mówiący po rosyjsku biznesmen. - Dostałem kontakt od pani siostry. Jestem zainteresowany zakupem dużej partii obuwia - powiedział kobiecie.
Ta zgodziła się spotkać z mężczyzną. Umówili się w warszawskim hotelu Victoria. Na Irenę S. czekało dwóch ciemnoskórych mężczyzn. Powiedzieli, że są biznesmenami z Gabonu. Chcieli kupić ponad 20 tys. par butów wartych 60 tys. euro. Podczas pierwszej rozmowy bizneswomen pokazała im wzory obuwia. - Ładne. Musimy je obejrzeć na żywo, a także samą fabrykę, by sprawdzić czy te buty sprawdzą się w Afryce - powiedzieli.
Małżeństwo S. nie robiło problemów. Zaprosiło ciemnoskórych biznesmenów do Wilgi. Ci po obejrzeniu fabryki byli zachwyceni.
Małżeństwo biznesmenów zgodziło się wyprodukować buty na zamówienie Afrykańczyków. Chciało jednak wcześniej dostać pieniądze - 102 tys. euro. - Po kilku spotkaniach strony uzgodniły, że kontrahenci przekażą Polakom taką sumę w gotówce - opowiada Krystyna Gołąbek, rzecznik siedleckiej prokuratury, która prowadzi śledztwo w sprawie przekrętu.