Czarna magia nad euro

Małżeństwo przedsiębiorców z Wilgi na Mazowszu zostało oszukane na 100 tys. euro. W kuferku, które zostawili im kontrahenci z Afryki zamiast pieniędzy był pocięty papier.

Publikacja: 25.08.2013 11:51

Handel z ciemnoskórymi przedsiębiorcami dla właścicieli fabryki butów miał być żyłą złota, a okazał się koszmarem. Zamiast dobrego zarobku ponieśli stratę, stracili dużo pieniędzy, zdrowia i nerwów.

U Ireny S. właścicielki zakładu produkującego buty w podwarszawskiej Wildze zadzwonił telefon. Po drugiej stronie słuchawki był mówiący po rosyjsku biznesmen. - Dostałem kontakt od pani siostry. Jestem zainteresowany zakupem dużej partii obuwia - powiedział kobiecie.

Ta zgodziła się spotkać z mężczyzną. Umówili się w warszawskim hotelu Victoria. Na Irenę S. czekało dwóch ciemnoskórych mężczyzn. Powiedzieli, że są biznesmenami z Gabonu. Chcieli kupić ponad 20 tys. par butów wartych 60 tys. euro. Podczas pierwszej rozmowy bizneswomen pokazała im wzory obuwia. - Ładne. Musimy je obejrzeć na żywo, a także samą fabrykę, by sprawdzić czy te buty sprawdzą się w Afryce - powiedzieli.

Małżeństwo S. nie robiło problemów. Zaprosiło ciemnoskórych biznesmenów do Wilgi. Ci po obejrzeniu fabryki byli zachwyceni.

Małżeństwo biznesmenów zgodziło się wyprodukować buty na zamówienie Afrykańczyków. Chciało jednak wcześniej dostać pieniądze - 102 tys. euro. - Po kilku spotkaniach strony uzgodniły, że kontrahenci przekażą Polakom taką sumę w gotówce - opowiada Krystyna Gołąbek, rzecznik siedleckiej prokuratury, która prowadzi śledztwo w sprawie przekrętu.

Na przekazanie gotówki małżeństwo umówiło się w hotelu przy warszawskim lotnisku na Okęciu. Tam przyjechała czarnoskóra kobieta, która wręczyła im oplombowaną kasetkę z elektronicznym szyfrowym zamkiem oraz zabezpieczoną przed stłuczeniem butelkę z jakimś płynem. Przedsiębiorcy tak jak się umówili ze swoimi kontrahentami - kuferek i tajemniczy płyn zabrali do domu. Butelkę zgodnie z instrukcją wstawili do lodówki.

Dzień później do domu w Wildze przyjechał jeden z czarnoskórych mężczyzn. Otworzył kasetkę. – Tu jest ponad 400 tys. euro - powiedział. Ale małżeństwo zamiast gotówki ujrzało w kuferku papier wielkości banknotów. Był czarny jak węgiel.

- Te pieniądze są specjalnie zabezpieczone przed kradzieżą – tłumaczył im kupiec. - W Gabonie ludzie są zazdrośni o bogactwo, więc musieliśmy je jakoś chronić. Zaczarowaliśmy je - tłumaczył. Dodał, że euro  trzeba teraz odbarwić.

- Do tego potrzebna jest specjalna substancja z butelki - tłumaczył. I zabrał się za odbarwianie „zabezpieczonych" euro. Najpierw do garnka z wodą wlał jakiś płyn, potem włożył tam kilka „czarnych euro". Następnie rozłożył je na aluminiowej foli. Całość zawinął.

- Po jakimś czasie odwinął folię i w środki rzeczywiście były odbarwione banknoty - opowiada prokurator Gołąbek.

Dla pewności, że to prawdziwe euro przedsiębiorcy zanieśli je do kilku banków i kantorów. Wszędzie potwierdzono oryginalność gotówki.

Operacja odbarwiania głównej partii gotówki miała się odbyć za kilka dni, tym razem z użyciem „czystych pieniędzy". Polacy dali Afrykańczykom ponad 100 tys. euro.

"Czarne euro" zostały namoczone, potem przełożone czystymi, posypane specjalnym proszkiem, a każdy plik zawinięty banknotami z banku w folię aluminiową, którą dodatkowo spięto taśmą.

Pakunki zostały zamknięte w kuferku. Miały one „dojrzewać" dobę. Operację czyszczenia euro przeprowadzali sami Afrykańczycy, a małżeństwo przyglądało się tym zabiegom z odległości kilku metrów.

Następnego dnia czarnoskórzy biznesmeni mieli pojawić się w Wildze, aby otworzyć kasetkę i oddać pieniądze za buty.

Ale do tego spotkania nigdy nie doszło. Telefony Afrykańczyków zostały wyłączone.

Przedsiębiorcy sami otworzyli kasetkę. Po rozpakowaniu pakietów przeżyli szok. W środku nie było ich pieniędzy, a jednie czarny papier, który wcale nie zmienił barwy. Małżeństwo S. straciło ponad 100 tys. prawdziwych euro. Oszukani przedsiębiorcy jeszcze tego samego dnia powiadomili policję i prokuraturę.

Prokuratura w Garwolinie (Mazowsze) wszczęła śledztwo dotyczące „niekorzystnego rozporządzenia mieniem wielkiej wartości". Śledczym kilka miesięcy zajęło ustalenie kim byli oszuści. Okazało się, że nie pochodzili z Gabonu, ale z Kamerunu. Po roku rozesłano za nimi listy gończe. Dzięki temu policji udało się namierzyć dwóch oszustów. Jeden z nich 46-letni obecnie Pierre E. wpadł w ręce policji w Irlandii. W styczniu został przekazany do Polsce. Teraz staje przed sądem.

Odpowiedzialności uniknął za to drugi przestępca, chociaż też wpadł w ręce policji. 44-letni Gilbert N. został zatrzymany w Belgii w lutym tego roku. Po złożeniu krótkich wyjaśnień i zapewnieniu, że będzie do dyspozycji miejscowego sądu opuścił areszt. Brukselscy sędziowie w maju zgodzili się na przekazanie Gilberta N. polskim śledczym. Mężczyzna miał stawić się na lotnisku w Brukseli. Nie zrobił tego. Zniknął. - Jest poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania - mówi prokurator Gołąbek.

Więcej czytaj w poniedziałkowym Uważam Rze

Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo