W PiS nie było osoby, która częściej kłóciłaby się z prezesem Jarosławem Kaczyńskim. Nierzadko padały wtedy ciężkie oskarżenia, a nawet przekleństwa. Właściwie po partyjnych rozłamach Stanisław Kostrzewski, prywatnie ojciec perfekcyjnej pani domu, był ostatnim, który mógł sobie na to w obecności lidera prawicy pozwolić.
Potem zwykle składał rezygnację, która nigdy nie była przyjmowana. Aż do ubiegłego piątku. W sobotę Rada Polityczna PiS wskaże jego następcę.
Staszek mógł się pokłócić z prezesem, ale jest do bólu lojalny – to częsta opinia
Ale Kostrzewskiego, ot tak, zastąpić się nie da. – Nie byłoby PiS, gdyby on w 2001 r. wszystkiego od strony finansowej nie zorganizował – przekonuje polityk, który brał udział w tworzeniu ugrupowania. Kostrzewski, dzięki swoim znajomościom w świecie finansów, załatwił partii korzystny kredyt na pierwszą kampanię. Potem powstała ustawa o finansowaniu partii politycznych, dzięki której PiS zyskał stabilne źródło dochodu. – Przyjaźnił się z jej twórcą Ludwikiem Dornem. Zna ją jak nikt w Polsce – ocenia jeden z jego wieloletnich współpracowników.
Zawsze wierny
To pozwoliło mu zdobyć w PiS pozycję dla wielu nieosiągalną. W każdej kampanii wyborczej był w najwęższym kręgu decyzyjnym, osobiście akceptując każdą fakturę.