Reklama

Profesor SWPS o sporze psychoterapeutów: Publicznie "pierzemy brudy" zamiast budzić zaufanie

Zawód psychologa i psychoterapeuty wymaga jasnych regulacji oraz wysokiego poczucia odpowiedzialności. Samo ukończenie studiów psychologicznych nie daje prawa do prowadzenia psychoterapii - mówi dr hab., prof. SWPS Jarosław Michałowski.

Publikacja: 03.10.2025 19:31

Profesor SWPS o sporze psychoterapeutów: Publicznie "pierzemy brudy" zamiast budzić zaufanie

Foto: Adobe Stock

Koalicja dla Psychoterapii, której pan przewodniczy, wskazuje, że wykształceniem bazowym dla przyszłych psychoterapeutów mogą być tylko następujące dyscypliny: psychologia, pedagogika, medycyna, praca socjalna, resocjalizacja oraz pielęgniarstwo. A dlaczego nie socjologia, filozofia, matematyka albo prawo, tak jak jest to przewidziane w projekcie ustawy o zawodzie psychoterapeuty?

Jako koalicja naukowców, opieramy się na badaniach – to jest nasz główny cel i punkt odniesienia przy formułowaniu rekomendacji. Faktem jest, że nie istnieją żadne badania, z których można skorzystać w toczącej się dyskusji, dotyczące skuteczności terapii prowadzonej przez osoby po kierunkach niezwiązanych z tymi, które rekomendujemy, np. po matematyce. Na świecie praktycznie nie ma terapeutów z takim wykształceniem – być może pojedyncze osoby po filozofii czy innych kierunkach społecznych i humanistycznych – i nie dysponujemy żadnymi danymi, które wskazywałyby, że mogą one w równie skuteczny sposób samodzielnie prowadzić psychoterapię. To jest nasz główny argument, wywiedziony z empirii: jeśli nie mamy dowodów, że coś działa, nie powinniśmy tego wprowadzać. Wiemy natomiast, że w przypadku innych zawodów, które wymieniamy w naszym stanowisku, istnieje podstawa dowodowa. Badania pokazują, że skuteczność działań terapeutycznych prowadzonych przez osoby z wykształceniem bazowym rekomendowanym przez nas nie różni się istotnie między sobą. Dlatego proponując konkretne zawody, opieramy się właśnie na istniejącej bazie empirycznej.

Drugim filarem naszej argumentacji jest teoria naukowa. Dane wskazują, że diagnoza rozszerzona – uwzględniająca całą konceptualizację pacjenta wraz z jego kontekstem – a także rozwinięte kompetencje interpersonalne zwiększają skuteczność oddziaływań terapeutycznych. Tego typu wiedzę i umiejętności zdobywa się tylko na ograniczonej liczbie kierunków studiów. Nasz argument jest więc taki, żeby opierać kształcenie terapeutów na kierunkach, które rzeczywiście dają odpowiednią bazę wiedzy i kompetencji do dalszego rozwoju zawodowego.

Trzeci argument ma charakter prawno-porównawczy. W całej Europie jedynym krajem, w którym funkcjonuje rozwiązanie polegające na pełnej swobodzie w zakresie wykształcenia bazowego psychoterapeutów, jest Austria. W pozostałych państwach, jeśli dostęp do zawodu psychoterapeuty jest regulowany, to katalog akceptowanego wykształcenia bazowego dla psychoterapeuty jest znacząco zawężony. W naszym stanowisku również ograniczamy tę dostępność, wskazując jedynie na zawody (ukończone kierunki studiów), dla których rzeczywiście mamy naukowe podstawy. Tak więc nasza linia argumentacji opiera się w pełni na nauce: na empirii, teorii oraz analizie prawno-porównawczej.

Czytaj więcej

Anna Grzelka: W sporze o psychoterapię chodzi przede wszystkim o pacjentów

Część psychoterapeutów podnosi jednak, że kluczowe znaczenie ma szkolenie odbywane po studiach, i to właśnie ono stanowi podstawę do uzyskania uprawnień psychoterapeuty.

Jeśli w Polsce dopuścilibyśmy do sytuacji, w której magistrowie kierunków niezwiązanych z obszarem pomagania ludziom, np. absolwenci archeologii czy matematyki, mogliby szkolić się razem z psychologami i przedstawicielami innych zawodów tzw. pomocowych, pojawiłyby się dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze, z dydaktycznego punktu widzenia niezwykle trudno byłoby wyrównać poziom wiedzy i kompetencji w tak zróżnicowanej grupie. Po drugie, oznaczałoby to, że osoba po kierunku niezwiązanym z psychologią czy psychiatrią, kończąc czteroletnie szkolenie podyplomowe, miałaby mniej czasu na zdobycie odpowiednich kompetencji niż jej koledzy z innych krajów europejskich. Tam standardem jest bowiem posiadanie co najmniej pięcioletniego wykształcenia bazowego w zawodzie pomocowym (np. psychologia, psychiatria), a dopiero później odbywa się czteroletnie szkolenie podyplomowe. W efekcie taki model kształcenia w Polsce byłby z założenia słabszy niż obowiązujący w wielu krajach Europy.

Reklama
Reklama

To nie są jedyne wątpliwości związane z projektowaną ustawą o zawodzie psychoterapeuty – to tylko jeden z obszarów, w których pojawiają się różnice zdań. Pan reprezentuje nurt psychoterapii poznawczo-behawioralnej. Pojawiają się głosy, że przedstawiciele tego nurtu czują się „lepsi” i dążą do faworyzowania własnego podejścia terapeutycznego kosztem innych. Co pan na to?

Jest trochę tak, że każdy z nas tkwi w wartościach i założeniach charakterystycznych dla poszczególnych podejść w psychoterapii. Jednak w rzeczywistości zarówno wśród terapeutów poznawczo-behawioralnych, jak i np. psychodynamicznych są osoby, które cenią i wykorzystują elementy pracy czy wartości charakterystyczne dla innych nurtów. Mam wrażenie, że ta polaryzacja w dużej mierze jest pozorna. Owszem, różne podejścia wyrastają z odmiennych systemów wartości i odmiennych sposobów myślenia o człowieku oraz zdrowiu psychicznym – inne są one w psychoterapii poznawczo-behawioralnej, inne w psychodynamicznej, a jeszcze inne w systemowej. To wpływa na sposób rozumienia psychoterapii oraz tego, kim jest pacjent czy klient. Jednak w samej dyskusji wokół ustawy spór bywa sztucznie koloryzowany. Często ma on charakter instrumentalny – chodzi o osiągnięcie efektu politycznego czy środowiskowego, czyli o to, czy ustawa w zaproponowanym kształcie zostanie przyjęta, czy nie. Tymczasem ja osobiście znam wiele kolegów i koleżanek z różnych nurtów – w naszej Koalicji są przedstawiciele wszystkich głównych podejść terapeutycznych – i naprawdę potrafimy się porozumieć. Wierzę, że moglibyśmy dojść do kompromisu, gdyby wszystkie strony były na to gotowe.

Gdybym miała udać się teraz na psychoterapię, to obserwując kulisy sporu, chyba bym zrezygnowała. To nie budzi zaufania.

Przykro mi, że psychoterapeuta czy psycholog może być w ten sposób postrzegany przez społeczeństwo. Powinniśmy być obecni jako zawód zaufania publicznego i stanowić autorytet, a zamiast tego publicznie „pierzemy brudy”. Niestety nie mam wpływu na wszystkich moich kolegów. Wszelkie negocjacje czy rozmowy o tym, jak coś rozumiemy, wymagają zaufania. Tymczasem ostre, często nieuzasadnione wypowiedzi to zaufanie podkopują. W efekcie podważane jest również zaufanie pacjentów do psychoterapeutów. A jeśli jeden, drugi czy trzeci pacjent straci do nas zaufanie, to po prostu nie przyjdzie do nas po pomoc w chwili, gdy najbardziej będzie jej potrzebował.

Czytaj więcej

Prof. dr hab. nauk med. Bogdan de Barbaro: Ma miejsce zjawisko psychiatryzacji kultury

Psycholog po ukończeniu studiów powinien mieć możliwość prowadzenia psychoterapii? To jeden z wątków dyskusji wokół projektu ustawy o zawodzie psychologa.

Zawód psychologa i psychoterapeuty wymaga jasnych regulacji oraz wysokiego poczucia odpowiedzialności. Uważam – i podziela to większość naszego środowiska – że samo ukończenie studiów psychologicznych nie daje prawa do prowadzenia psychoterapii. Konieczne jest dodatkowe, specjalistyczne kształcenie podyplomowe. W swoim otoczeniu nie znam ani jednego psychologa, który otwarcie stwierdziłby, że wykształcenie psychologiczne samo w sobie wystarcza, by prowadzić terapię. Dlatego za nieprawdziwe uważam twierdzenia, jakoby psychologowie – w tym ci, którzy nie zgadzają się z obecnym projektem przepisów – utrzymywali, że po studiach psychologicznych można wykonywać zawód psychoterapeuty.

Jako dziekan byłem odpowiedzialny za to, by studenci otrzymywali rzetelną wiedzę i właściwe wskazówki dotyczące dalszej ścieżki rozwoju zawodowego. Nigdy nie słyszałem, aby jakiś wykładowca z naszej kadry dydaktycznej sugerował, że ukończenie studiów psychologicznych uprawnia do prowadzenia psychoterapii. Przeciwnie – zawsze podkreślaliśmy, że aby zostać psychoterapeutą, konieczne jest odbycie specjalistycznych szkoleń i studiów podyplomowych. Z rozmów ze studentami, również na późniejszych etapach ich kariery, wiem, że są tego świadomi. Ci, którzy postępują etycznie, wiedzą doskonale, że psychologia nie daje sama w sobie uprawnień do prowadzenia terapii. Dlatego wszelkie sugestie, że na Uniwersytecie SWPS uczono inaczej, są nieporozumieniem i przeinaczeniem.

Jakiego rozwiązania by pan sobie życzył, jeżeli chodzi o rozwiązanie sporu w środowisku psychoterapeutów?

Życzyłbym sobie powrotu do dyskusji, która nie będzie podszyta naginaniem czy wręcz przekłamywaniem faktów i wzajemnym hejtem, ale będzie rozmową opartą na otwartości i gotowości różnych stron do spotkania się „w pół drogi” i wypracowania kompromisu. Na razie jednak tej gotowości nie widać. W mojej opinii jesteśmy jednak w stanie osiągnąć porozumienie w kwestii zawodu psychoterapeuty. To jednak nie będzie możliwe, dopóki emocje będą tak silnie podsycane. Być może niektóre osoby powinny się na pewien czas wycofać, bo trudno prowadzić konstruktywną rozmowę, gdy uczestnicy są wobec siebie tak mocno uprzedzeni.

Reklama
Reklama

Jarosław Michałowski – dr hab., prof. Uniwersytetu SWPS, psycholog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, superwizor.

Koalicja dla Psychoterapii, której pan przewodniczy, wskazuje, że wykształceniem bazowym dla przyszłych psychoterapeutów mogą być tylko następujące dyscypliny: psychologia, pedagogika, medycyna, praca socjalna, resocjalizacja oraz pielęgniarstwo. A dlaczego nie socjologia, filozofia, matematyka albo prawo, tak jak jest to przewidziane w projekcie ustawy o zawodzie psychoterapeuty?

Jako koalicja naukowców, opieramy się na badaniach – to jest nasz główny cel i punkt odniesienia przy formułowaniu rekomendacji. Faktem jest, że nie istnieją żadne badania, z których można skorzystać w toczącej się dyskusji, dotyczące skuteczności terapii prowadzonej przez osoby po kierunkach niezwiązanych z tymi, które rekomendujemy, np. po matematyce. Na świecie praktycznie nie ma terapeutów z takim wykształceniem – być może pojedyncze osoby po filozofii czy innych kierunkach społecznych i humanistycznych – i nie dysponujemy żadnymi danymi, które wskazywałyby, że mogą one w równie skuteczny sposób samodzielnie prowadzić psychoterapię. To jest nasz główny argument, wywiedziony z empirii: jeśli nie mamy dowodów, że coś działa, nie powinniśmy tego wprowadzać. Wiemy natomiast, że w przypadku innych zawodów, które wymieniamy w naszym stanowisku, istnieje podstawa dowodowa. Badania pokazują, że skuteczność działań terapeutycznych prowadzonych przez osoby z wykształceniem bazowym rekomendowanym przez nas nie różni się istotnie między sobą. Dlatego proponując konkretne zawody, opieramy się właśnie na istniejącej bazie empirycznej.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Rynek zdrowia
Opieka długoterminowa – podziel się swoją historią
Rynek zdrowia
Anna Grzelka: W sporze o psychoterapię chodzi przede wszystkim o pacjentów
Rynek zdrowia
Biznes czeka na strategię w sprawie badań klinicznych
Rynek zdrowia
Prof. Andrzej Czamara: Fizjoterapeuci potrzebują porozumienia
Rynek zdrowia
Prof. Andrzej Czamara o sporze w KIF. „Sami sobie przeszkadzamy”
Reklama
Reklama