Koalicja dla Psychoterapii, której pan przewodniczy, wskazuje, że wykształceniem bazowym dla przyszłych psychoterapeutów mogą być tylko następujące dyscypliny: psychologia, pedagogika, medycyna, praca socjalna, resocjalizacja oraz pielęgniarstwo. A dlaczego nie socjologia, filozofia, matematyka albo prawo, tak jak jest to przewidziane w projekcie ustawy o zawodzie psychoterapeuty?
Jako koalicja naukowców, opieramy się na badaniach – to jest nasz główny cel i punkt odniesienia przy formułowaniu rekomendacji. Faktem jest, że nie istnieją żadne badania, z których można skorzystać w toczącej się dyskusji, dotyczące skuteczności terapii prowadzonej przez osoby po kierunkach niezwiązanych z tymi, które rekomendujemy, np. po matematyce. Na świecie praktycznie nie ma terapeutów z takim wykształceniem – być może pojedyncze osoby po filozofii czy innych kierunkach społecznych i humanistycznych – i nie dysponujemy żadnymi danymi, które wskazywałyby, że mogą one w równie skuteczny sposób samodzielnie prowadzić psychoterapię. To jest nasz główny argument, wywiedziony z empirii: jeśli nie mamy dowodów, że coś działa, nie powinniśmy tego wprowadzać. Wiemy natomiast, że w przypadku innych zawodów, które wymieniamy w naszym stanowisku, istnieje podstawa dowodowa. Badania pokazują, że skuteczność działań terapeutycznych prowadzonych przez osoby z wykształceniem bazowym rekomendowanym przez nas nie różni się istotnie między sobą. Dlatego proponując konkretne zawody, opieramy się właśnie na istniejącej bazie empirycznej.
Drugim filarem naszej argumentacji jest teoria naukowa. Dane wskazują, że diagnoza rozszerzona – uwzględniająca całą konceptualizację pacjenta wraz z jego kontekstem – a także rozwinięte kompetencje interpersonalne zwiększają skuteczność oddziaływań terapeutycznych. Tego typu wiedzę i umiejętności zdobywa się tylko na ograniczonej liczbie kierunków studiów. Nasz argument jest więc taki, żeby opierać kształcenie terapeutów na kierunkach, które rzeczywiście dają odpowiednią bazę wiedzy i kompetencji do dalszego rozwoju zawodowego.
Trzeci argument ma charakter prawno-porównawczy. W całej Europie jedynym krajem, w którym funkcjonuje rozwiązanie polegające na pełnej swobodzie w zakresie wykształcenia bazowego psychoterapeutów, jest Austria. W pozostałych państwach, jeśli dostęp do zawodu psychoterapeuty jest regulowany, to katalog akceptowanego wykształcenia bazowego dla psychoterapeuty jest znacząco zawężony. W naszym stanowisku również ograniczamy tę dostępność, wskazując jedynie na zawody (ukończone kierunki studiów), dla których rzeczywiście mamy naukowe podstawy. Tak więc nasza linia argumentacji opiera się w pełni na nauce: na empirii, teorii oraz analizie prawno-porównawczej.
Czytaj więcej
Na rynku prywatnym nie było dotychczas żadnych regulacji dotyczących tego, kto może nazywać się p...
Część psychoterapeutów podnosi jednak, że kluczowe znaczenie ma szkolenie odbywane po studiach, i to właśnie ono stanowi podstawę do uzyskania uprawnień psychoterapeuty.
Jeśli w Polsce dopuścilibyśmy do sytuacji, w której magistrowie kierunków niezwiązanych z obszarem pomagania ludziom, np. absolwenci archeologii czy matematyki, mogliby szkolić się razem z psychologami i przedstawicielami innych zawodów tzw. pomocowych, pojawiłyby się dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze, z dydaktycznego punktu widzenia niezwykle trudno byłoby wyrównać poziom wiedzy i kompetencji w tak zróżnicowanej grupie. Po drugie, oznaczałoby to, że osoba po kierunku niezwiązanym z psychologią czy psychiatrią, kończąc czteroletnie szkolenie podyplomowe, miałaby mniej czasu na zdobycie odpowiednich kompetencji niż jej koledzy z innych krajów europejskich. Tam standardem jest bowiem posiadanie co najmniej pięcioletniego wykształcenia bazowego w zawodzie pomocowym (np. psychologia, psychiatria), a dopiero później odbywa się czteroletnie szkolenie podyplomowe. W efekcie taki model kształcenia w Polsce byłby z założenia słabszy niż obowiązujący w wielu krajach Europy.