– Dla nas to taki seans psychoterapeutyczny – tłumaczył mi kilka lat temu szef jednego z kremlowskich ośrodków analitycznych sens wielogodzinnych przemówień Władimira Putina. Rosyjski przywódca stał się współczesnym carem bez berła i korony, ale podziwianym przez chłopów, żołnierzy, bojarów i duchowieństwo. Dla nich liczy się nie tylko treść przemówienia dyktatora, ale też mowa ciała, kondycja fizyczna.
Podczas czwartkowego dorocznego spotkania Klubu Dyskusyjnego Wałdaj prowadzący, rosyjski znawca spraw międzynarodowych Fiodor Łukjanow, tak mocno chciał przypochlebić się Putinowi, że porównał go do cara Aleksandra I „negocjującego nowy porządek świata” w czasie kongresu wiedeńskiego. Rosyjski dyktator natychmiast zaprzeczył i przypomniał obecnym na sali, że jest „prezydentem wybranym przez naród na określony termin”. Przez ćwierć wieku swoich rządów Putin nauczył się manipulować tłumem, zniekształcać rzeczywistość, a smutną prawdę obracać w żart.