Nie wolno iść drogą Węgier

Państwo musi pobudzać gospodarkę - mówi Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich

Publikacja: 15.10.2014 02:00

Nie wolno iść drogą Węgier

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Rz: Poseł Artur Dębski namawia przedsiębiorców do protestu przed Sejmem 7 listopada. Jak pan sądzi, przyjdą?

Ryszard Petru:

Poważni nie, bo to nie tego typu metody działania. Ale faktem jest, że od pewnego czasu głos polskiego przedsiębiorcy nie jest słyszalny w polskim parlamencie. Nie mówi się o stymulowaniu przedsiębiorczości, o deregulacji, o uproszczeniu systemu podatkowego. Mamy ogromnie restrykcyjne prawo podatkowe, które plasuje nas na 130. miejscu na świecie. Co gorsza, politycy nie mają świadomości, jak działania legislacyjne wpływają na realną gospodarkę.

Inicjatywa PO, czyli sześciodniowy dzień pracy, nie jest na korzyść przedsiębiorców?

Nie chodzi o dłuższy tydzień pracy, tylko o to, aby tworzyć warunki do tego, by efektywnie funkcjonować w ramach obowiązującego prawa, tak jak w Niemczech. Tymczasem u nas przedsiębiorcy, aby być efektywni, wykorzystują luki prawne. Dlatego w większości małych i średnich przedsiębiorstw kodeks pracy się nie przyjął – ludzie są zatrudnieni na umowy niepodlegające ochronie kodeksowej. Co za różnica, ile tydzień pracy ma dni, jeżeli kodeks tego nie obejmuje. Ostatnio coraz częstsza jest tendencja wśród mainstreamu politycznego, żeby być prospołecznym, prosocjalnym. Ale jeżeli wszystkie partie takie będą, to może się skończyć jak na Węgrzech w 2002 roku, gdy Fidesz i socjaliści licytowali się, kto więcej obieca. Wygrali socjaliści, którzy zaczęli realizować swoje obietnice, i efekt jest taki, że Węgrzy mają najwyższy VAT i najwyższe opodatkowanie gospodarki, najniższy wzrost gospodarczy w regionie i na dodatek Viktora Orbana z bardzo słabą alternatywą po stronie socjalistów.

Fidesz cieszy się ogromną popularnością, rządzi drugą kadencję, a właśnie wygrał w cuglach wybory samorządowe.

Bez wątpienia. Pytanie, czy chcemy mieć sytuację jak na Węgrzech, które rozwijają się dwa razy wolniej od Polski. W 1990 roku ?ich PKB według średniej unijnej był ?o 10 punktów procentowych wyższy ?od polskiego. Dzisiaj są biedniejsi.

Węgrzy są zadowoleni.

Poziom pesymizmu w tym kraju jest dosyć wysoki. A poza tym chodzi o to, że to są złe rządy ze słabą perspektywą. Nie twierdzę, że w Polsce grozi nam taki scenariusz, ale pewne analogie się pojawiają, szczególnie że większość polityków nie rozumie, jak działa gospodarka. Niektórym się wydaje, że jak nie zainwestujemy pieniędzy publicznych, to nie będzie wzrostu gospodarczego. To nieprawda. W uproszczeniu 70 proc. inwestycji w Polsce realizują polskie przedsiębiorstwa, 10 proc. UE, 10 proc. budżet i 10 proc. inwestycje zagraniczne. Czyli solą ziemi są polscy przedsiębiorcy i im trzeba stwarzać warunki do działania.

To pewnie nie podoba się panu pomysł Ewy Kopacz, żeby dorzucić 100 mln złotych na ratowanie kopalni Kazimierz-Juliusz?

Pytanie, jak to się stało, że tak wielka strata tam w ogóle narosła. Rozumiem, że trzeba było rozwiązać problem zaległych wypłat. Ale potrzebne są działania systemowe, a nie doraźne. To był gorący kartofel, który Ewa Kopacz dostała na starcie. Budżet nie może rozdawać lekką ręką pieniędzy, bo potem inne kopalnie będą żądały tego samego. Gdybyśmy wygaszali zatrudnienie górników od 12 lat i prywatyzowali kopalnie, to dzisiaj mielibyśmy rentowne górnictwo.

A jak pan ocenia obietnice premier Kopacz dotyczące urlopów macierzyńskich czy podwyższenia emerytur?

Solą ziemi są przedsiębiorcy i trzeba im dać warunki działania

Podwyższenie emerytur nie było potrzebne. To są relatywnie małe kwoty, które w istotny sposób nie poprawiają sytuacji emerytów.

36 złotych to dla niektórych emerytów jedzenie na dwa dni.

Polityka państwa nie powinna polegać na rozdawnictwie, tylko na pobudzaniu wzrostu gospodarczego. Gdyby PKB był wyższy, to emerytury też byłyby wyższe. Rozumiem, że w kampanii wyborczej się coś obiecuje. Jednak żadna z obietnic pani Kopacz nie ma charakteru prowzrostowego. Gdybym sam decydował, to wolałbym obniżyć VAT. Wtedy wszyscy sprawiedliwie mieliby więcej pieniędzy w kieszeni i obniżałoby to koszty gospodarowania.

Minister Szczurek zaproponował na forum Unii utworzenie wspólnego funduszu inwestycyjnego, żeby dzięki inwestycjom pobudzić europejskie gospodarki. Co pan o tym sądzi?

Nie jestem zwolennikiem tego typu pomysłów. Politykom się wydaje, że gdy wydadzą pieniądze, to przyspieszą wzrost gospodarczy w Europie. A wzrost wynika tylko z konkurencyjności i większej efektywności gospodarki. Inwestycje pojawią się tylko wtedy, gdy przedsiębiorcy zobaczą sens inwestowania. Mało które inwestycje publiczne dają wzrost efektywności.

Amerykanie dosyć skutecznie zwalczyli kryzys, dosypując pieniędzy na rynek.

Nieprawda. W USA przeprowadzono olbrzymią restrukturyzację, za którą społeczeństwo zapłaciło wysoką cenę. Dwieście banków upadło. Ale dziś gospodarka amerykańska jest bardziej konkurencyjna.

Gdyby administracja USA nie podjęła decyzji o drukowaniu pieniędzy i zwiększaniu wydatków, to efekt byłby ten sam?

Oczywiście. Dopływ pieniądza zwiększył płynność i osłabił dolara, ale najważniejsza była restrukturyzacja.

A jednak po ostatnim kryzysie pojawiły się głosy, że niewidzialna ręka rynku zawiodła.

Nie zgadzam się z tą tezą. To państwa wywołały kryzys. Przez zbyt duży interwencjonizm, szczególnie banków centralnych.

Jakie będą losy pakietu klimatycznego?

Myślę, że konieczny w tej sprawie jest kompromis. Nie jesteśmy w stanie zaakceptować tak dużych redukcji spalin, jakich wymaga od nas UE, ale wariant weta byłby niekorzystny dla Polski w długim okresie. Unia musi zaakceptować albo dłuższy okres przejściowy dla Polski, albo mniejszą skalę redukcji spalin. Dostosowanie naszej gospodarki do restrykcyjnych norm w krótkim czasie byłoby ogromnie obciążające. Co nie znaczy, że nie powinniśmy do tego dążyć.

Dlaczego prezydent Bronisław Komorowski zaproponował otwarcie debaty na temat wejścia Polski do strefy euro?

Bo to wyznacza cel, którego nam teraz brakuje. Wiadomo, że przed przyjęciem euro polska gospodarka powinna być bardziej konkurencyjna i elastyczna, a wtedy przyjęcie euro będzie dla nas tak korzystne jak np. dla Niemiec, które przed wejściem do strefy miały ogromny deficyt handlowy, a teraz mają nadwyżkę. Euro jest dobrą walutą dla eksporterów. Kraje północy w większości wygrały na przyjęciu wspólnej waluty i Polska też może wygrać. Realną perspektywą jest przyjęcie euro w 2018 roku. Po wyborach zmieniamy konstytucję, wprowadzamy reformy prorozwojowe i przyjmujemy euro. Wszystko jest do zrobienia.

—rozmawiała Eliza Olczyk

Rz: Poseł Artur Dębski namawia przedsiębiorców do protestu przed Sejmem 7 listopada. Jak pan sądzi, przyjdą?

Ryszard Petru:

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Kraj
Relacje, które rozwijają biznes. Co daje networking na Infoshare 2025?
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”