Rz: Poseł Artur Dębski namawia przedsiębiorców do protestu przed Sejmem 7 listopada. Jak pan sądzi, przyjdą?
Ryszard Petru:
Poważni nie, bo to nie tego typu metody działania. Ale faktem jest, że od pewnego czasu głos polskiego przedsiębiorcy nie jest słyszalny w polskim parlamencie. Nie mówi się o stymulowaniu przedsiębiorczości, o deregulacji, o uproszczeniu systemu podatkowego. Mamy ogromnie restrykcyjne prawo podatkowe, które plasuje nas na 130. miejscu na świecie. Co gorsza, politycy nie mają świadomości, jak działania legislacyjne wpływają na realną gospodarkę.
Inicjatywa PO, czyli sześciodniowy dzień pracy, nie jest na korzyść przedsiębiorców?
Nie chodzi o dłuższy tydzień pracy, tylko o to, aby tworzyć warunki do tego, by efektywnie funkcjonować w ramach obowiązującego prawa, tak jak w Niemczech. Tymczasem u nas przedsiębiorcy, aby być efektywni, wykorzystują luki prawne. Dlatego w większości małych i średnich przedsiębiorstw kodeks pracy się nie przyjął – ludzie są zatrudnieni na umowy niepodlegające ochronie kodeksowej. Co za różnica, ile tydzień pracy ma dni, jeżeli kodeks tego nie obejmuje. Ostatnio coraz częstsza jest tendencja wśród mainstreamu politycznego, żeby być prospołecznym, prosocjalnym. Ale jeżeli wszystkie partie takie będą, to może się skończyć jak na Węgrzech w 2002 roku, gdy Fidesz i socjaliści licytowali się, kto więcej obieca. Wygrali socjaliści, którzy zaczęli realizować swoje obietnice, i efekt jest taki, że Węgrzy mają najwyższy VAT i najwyższe opodatkowanie gospodarki, najniższy wzrost gospodarczy w regionie i na dodatek Viktora Orbana z bardzo słabą alternatywą po stronie socjalistów.