Jacek Kotula i Przemysław Sycz z fundacji „Pro-Prawo do życia" przez kilka miesięcy organizowali pod Szpitalem Specjalistycznym „Pro-Familia" pikiety antyaborcyjne. Twierdzili, że w placówce zabija się chore nienarodzone dzieci. Prawnicy szpitala wytoczyli im proces cywilny.
Rozprawa za zamkniętymi drzwiami odbyła się w czwartek i trwała trzy godziny. Sąd orzekł, że Kotula i Sycz podczas swoich pikiet przekazywali opinii publicznej szereg niezgodnych z prawdą informacji związanych z funkcjonowaniem szpitala, twierdząc szczególnie, że dochodziło w nim do zabijania dzieci. Dlatego Kotula i Sycz muszą za to placówkę przeprosić na łamach prasy regionalnej. Uzasadnienie wyroku zostało utajnione. Jacek Kotula zapowiada odwołanie od wyroku oraz starania o odtajnienie uzasadnienia.
- Samo uznanie przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie, że nie można w Polsce mówić, czym naprawdę jest aborcja, jest co najmniej bardzo dziwne. Jeszcze dziwniejsze jest jednak to, że sąd utajnił przesłanki rozumowania, które doprowadziły go do takiego wniosku. Zastanawiający jest powód obłożenia tego uzasadnienia tajemnicą – komentuje w oświadczeniu przesłanym KAI Michał Marusik, europoseł z ramienia Kongresu Nowej Prawicy.
Jego zdaniem utajnienie uzasadnienia oznacza, że wymiar sprawiedliwości w Polsce przypisuje sobie prawo wydawania zakazów mówienia prawdy bez możliwości poznania i zrozumienia powodów takich zakazów. - Poczucie elementarnej logiki i etyki nie pozwala się na to zgodzić – stwierdza i zapowiada, że poprosi resort sprawiedliwości o interwencję w tej sprawie.
Również Mariusz Dzierżawski, prezes fundacji „Pro-Prawo do życia" nie rozumie wyroku sądu ani też utajnienia uzasadnienia. - To jest absurdalna decyzja sądu – mówi rp.pl Dzierżawski, który sam często organizuje pikiety antyaborcyjne pod warszawskim Szpitalem Bielańskim. - Wygląda na to, że głośne mówienie o aborcji zagraża jakimś interesom państwa. Na szczęście ten wyrok nie jest prawomocny i można walczyć dalej. Nie damy się zakneblować – dodaje.