To już drugi proces w tej sprawie. Pierwszy zakończył się w 2013 r. porażką prokuratury. Warszawscy śledczy nie zdołali przekonać sądu, że do zabójstwa komendanta podżegali Ryszard Bogucki i Andrzej Z. ps. Słowik.
Gdy upadała warszawska wersja zbrodni, łódzka prokuratura miała już sformułowaną inną, konkurencyjną. Zgodnie z nią gen. Papała zginął w wyniku napadu rabunkowego, a zabić go miał złodziej samochodów Igor M. ps. Patyk, chcący ukraść auto generała.
Czy łódzcy śledczy przekonają sąd? Obserwatorzy sprawy obawiają się, że opinia publiczna znów się nie dowie, kto zabił szefa policji. Mają wątpliwości co do wersji prokuratorów. Wskazujemy te najważniejsze.
Zabójca nie ukradł samochodu, choć miało to być jego celem. Był 25 czerwca 1998 r. Gen. Papała podjechał daewoo espero na parking przed blokiem w Warszawie. Otworzył drzwi, nie zdążył wysiąść. Zabójca podszedł i strzelił mu w głowę. Motywem miała być kradzież daewoo, potrzebnego do innego skoku. Dlaczego, skoro wóz miał być tak cenny dla złodzieja, że był gotów zabić, by go zdobyć, nie zabrał go? Inna wątpliwość: dlaczego, widząc w aucie tak znaną przestępcom twarz szefa policji, „Patyk" się nie wycofał?
Świadek odzyskuje pamięć dopiero po 13 latach. Wersja z Igorem M. jako domniemanym zabójcą pojawiła się w 2011 r., gdy Robert P., jego dawny kompan z gangu samochodowego, podał śledczym wskazujące na rolę „Patyka" informacje. Dlaczego zrobił to po tylu latach? Sypiąc „Patyka" wcześniej, uniknąłby kary za kradzieże aut i odsiadki. Gdy Igor M. w 2001 r. wpadł, wsypał bowiem Roberta P. i innych, przez co złodzieje z grupy dostali kilkuletnie wyroki. Śledczy twierdzą, że P. w 2011 r. zaczął mówić, bo groziły mu kolejne zarzuty za nowo ujawnione kradzieże.