Już trzeci ze sprawców najbardziej wstrząsającego porwania ostatnich lat nie żyje. – To nie przypadek. Ktoś im pomógł zejść z tego świata, by nie wskazali mocodawców porwania – mówi „Rz” Włodzimierz Olewnik, ojciec zamordowanego Krzysztofa.
Jeszcze tydzień temu Robert Pazik siedział w zakładzie w Sztumie uchodzącym za jedno z najlepiej strzeżonych więzień w Polsce. – Nie był w depresji, nic nie wskazywało, że może targnąć się na życie – podkreślają nasi rozmówcy.
9 stycznia porywacz został przewieziony do więzienia w Płocku. Siedział w tzw. ence, czyli pojedynczej celi monitorowanej przez kamery całą dobę. – Jeszcze parę minut po 4 rano oddziałowy widział go na ekranie monitora. Później Pazik zniknął z pola widzenia kamery. Kiedy o 4.40 otworzono celę, już nie żył – mówi Luiza Sałapa, rzecznik Centralnego Zarządu Służby Więziennej.
Rodzina Olewników nie wierzy w samobójczą śmierć kolejnego porywacza. – Myślę, że Pazik dużo wiedział, był trzecią osobą od góry. Dlatego zamknięto mu usta – mówi „Rz” Danuta Olewnik-Cieplińska, siostra Krzysztofa. – Za tym wszystkim stoi ktoś, kto rozdaje karty – sugeruje.
– Pazik mógł zacząć mówić, był zagrożeniem – dodaje Włodzimierz Olewnik.