Z tą optymistyczną opinią zgadzają się też polscy ekonomiści. Zdaniem byłego ministra przekształceń własnościowych Waldemara Kuczyńskiego Bernanke musi wie, co mówi, bo przecież „nie wystawiałby autorytetu na ryzyko”. Spektakularnych bankructw nie spodziewa się już także były wiceminister finansów prof. Stanisław Gomułka. Według „Gazety” nie brakuje jednak ekspertów, którzy przestrzegają przed zbyt szybkim wieszczeniem końca kryzysu, a słowa Bernankego traktują tylko jako „zaklinanie rynku” i próbę zaszczepienia optymizmu. Dotychczas rynki na podobne szczepionki były dość dobrze uodpornione: produkcja przemysłowa wciąż bowiem spada, a bezrobocie rośnie. Różnie jest też z wiarygodnością szefów Fed.

Niezależnie jednak od tego, kto ma rację, kryzys nie grozi niestety grupie menedżerów, którzy doprowadzili instytucje finansowe do ruiny. Większość z nich nie tylko nie poniesie żadnych konsekwencji finansowych (grali przecież nie swoimi pieniędzmi), ale jako nieliczna grupa w tym pogrążonym w kryzysie i obniżkach pensji świecie, mogą wkrótce dostać gigantyczne premie. Sprawą gigantycznych bonusów, które mają otrzymać pracownicy banku AIG, zajmuje się dziś choćby „New York Times”. Dziennik przypomina, że choć ratowanie AIG kosztowało amerykańskich podatników 170 mld dolarów, a niemal 80 procent udziałów w firmie jest już w rękach rządu, przeznaczyła ona na premie aż 165 mln dolarów. Premie otrzymają również oczywiście pracownicy działu, który doprowadził firmę na skraj bankructwa. I choć szefowie tłumaczą, że nic nie mogą zrobić, bo specjalne bonusy są po prostu zapisane w kontraktach, to trudno nie przyznać racji prokuratorowi generalnemu stanu Nowy Jork, który uważa, że gdyby nie pieniądze od podatników przeznaczone na ratowanie firmy przed upadkiem, to wszystkie te kontrakty nie byłyby warte nawet tyle, ile papier, na którym zostały zawarte. Sprawą zainteresował się też prezydent Barack Obama, który chce obciąć przywileje nieodpowiedzialnych białych kołnierzyków, ale zapewne w wielu innych firmach nadal cieszyć się będą z premii, choć być może z działu kredytów zostaną przeniesieni do windykacji.

Ciekaw też jestem, jak wygląda sytuacja polskich doradców finansowych, którzy zachęcali do umów na opcje walutowych i odpowiedzialność tych, którzy w imieniu swych przedsiębiorstw chętnie je zawierali. Jako podatnik absolutnie nie mam bowiem ochoty dopłacać do ich służbowych samochodów i wakacyjnych wyjazdów. I mam nadzieję, że ani Waldemar Pawlak ani nikt z jego bliższej i dalszej rodziny nie wpadnie na ten pomysł.

Ale by w ten senny, śnieżny dzień zakończyć optymistycznie, przenieśmy się na chwilę do „Dziennika”. Tam na czołówce dobre informacje dla wszystkich zadłużonych w walutach obcych. „Koniec choroby, złoty idzie w górę” - czytamy, wraz z wyjaśnieniem, że „banki zaczynają wierzyć w złotego”. Zdaniem cytowanego już prof. Gomułki euro już niedługo może kosztować zaledwie 3,90 zł. W imieniu wszystkich posiadaczy kredytów hipotecznych mam nadzieję, że tym razem nie potwierdzi się złośliwa prawda, że ekonomista to człowiek, który świetnie potrafi wytłumaczyć, dlaczego jego wczorajsza prognoza się nie sprawdziła.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/przybylski/2009/03/17/wielki-kryzys-na-razie-odwolany/]Skomentuj[/link][/ramka]