Poza tym pełna dowolność. „Wyborcza“ straszy, że afgańscy talibowie mają nowe pukawki przeciw śmigłowcom, co prawda nie tak dobre jak legendarne stingery, które (jeśli wierzyć tekstowi) przegoniły Armię Czerwoną 30 lat temu, ale też mogą zagrozić. „Dziennik“ daje nadzieję na „Odwilż na Kremlu“, co okazuje się zapowiedzią cyklu reportaży „Listy z Rosji“. W zeszłym roku ta sama gazeta wysłała Cezarego Michalskiego do Ameryki, żeby udawał de Tocqueville’a, teraz Paweł Reszka sprzedawany jest jak nowy markiz de Custine, tak jakby jego własny warsztat i wyrobione oko nie wystarczały, by zachęcić do czytania tego, co przyśle z Rosji (a sądząc po pierwszym odcinku, warto).
Czy o ten sam świat chodzi, można również zwątpić przeskakując na piąte strony „Dziennika“ i „Wyborczej“, gdzie czytamy odpowiednio: „UJ nakłada sobie kaganiec“, „Historycy przeciw Zyzakowi“. Z dłuższego dziennikowego tekstu dowiadujemy się, że rada wydziału historii postanowiła tematykę przyszłych prac magisterskich dostosować do możliwości intelektualnych studentów, co zostało ocenione jako dyskretny sygnał dla młodszych adeptów, żeby łapy trzymali przy sobie. Ta sama rada wydziału „skrytykowała książkę Zyzaka“, twierdzi „Wyborcza“ i cytuje na tę okoliczność prof. Stanisława Waltosia z UJ.
Waltoś to znamienity prawnik, a nie historyk, a w dodatku od 7 jest lat na emeryturze, więc w tym posiedzeniu brać udziału nie mógł – ale któż by się tym przejmował, ważne że profesor UJ. Bardziej uwiera to, że przy najlepszych chęciach trudno jest znaleźć w uchwale krytykę, raczej zręczne umycie rąk: „Niezbywalnym prawem każdego autora jest swoboda wypowiedzi, za którą ponosi on wyłączną odpowiedzialność zgodnie z obowiązującym prawem i przyjętymi normami zachowań społecznych. Rada Wydziału nie jest powołana do formułowania odrębnych ocen w tym zakresie”. A w ogóle w tym wypadku dziennikarze (zwłaszcza tacy, jak autorzy notki) nie są potrzebni, wystarczy samodzielnie [link=http://www.aktualnosci.uj.edu.pl/index.php/rzecznik/pokaz/id/89" "target=_blank]przeczytać u źródła krótki, oględny dokument[/link].
Że dziennikarskiego warsztatu można jednak dobrze użyć w tej samej sprawie przekonamy się dzięki „Polsce“, która drukuje świadectwo Jerzego Surdykowskiego. Bywał wspominany już mnóstwo razy w kontekście awantury o „historię oralną Ziemi Dobrzyńskiej“, jako ten, który pierwszy w 1980 roku przejechał się w rodzinne strony Wałęsy i ciągał ludzi za języki. Wreszcie ktoś wpadł na to, żeby dać mu publicznie skonfrontować własne doświadczenia z tym, co u Zyzaka można wyczytać. Niecierpliwym zdradzę, że żadnego sikania i bękartów Surdykowski nie wytropił i dezawuuje całość „czarnej legendy“ zebranej w tej książce, cierpliwym radzę przeczytanie „Uciążliwego męża stanu“ bo to normalna dyskusja o błędach i słabościach książki a nie kolejna „bitwa o prawdę“.
Mam problem, być może typowo sobotni z dziennikowym „Magazynem“. Otwierają go dwa teksty-diagnozy stanu życia politycznego popełnione przez Michała Karnowskiego i Piotra Zarembę. Obowiązek każe doczytać i odnieść się do szeroko zakrojonego szkicu Karnowskiego o „wojnie o duszę Platformy“, w której to wojnie chodzi o „zakres wolności w życiu publicznym“ i o to, mówiąc po ludzku, na ile Tusk ześlizgnie się w stronę „Polski Michnika“.