Nawet ktoś, kto nie orientuje się w sprawie, może „wrzucić” w Google'a powyższe informacje, aby zorientować się, kim jest wspomniany przeze mnie redaktor. Bo padająca w pierwszych słowach tego tekstu deklaracja, że nie zamierzam ujawnić personaliów opisywanego osobnika to zwykła hipokryzja. Prawda?
Podobnie jak dzisiejszy komentarz zastępcy redaktora naczelnego „Dziennika” Michała Karnowskiego. „Nie ujawniliśmy polskiej blogerki”, „jeśli już ktoś nazwisko Kataryny ujawnił, to jeden czy drugi internauta. Nie my” – pisze Karnowski. Najwybitniejszy kiedyś w Polsce reportażysta polityczny, autor kilkunastu świetnych tekstów, które zostaną na zawsze w historii nadwiślańskiego dziennikarstwa politycznego okazał się nieprzekonywującym komentatorem. A może zbyt łatwo uznał swoich czytelników za ludzi mało inteligentnych? Podatnych na manipulacje? Doskonale przecież wie, że „ujawnić” to nie musi oznaczać: podać nazwisko. Wszak wystarczyło kiedyś napisać: „Jarosław W., syn polskiego prezydenta” – i wiadomo było o kogo chodzi.
Nie chcę już się rozwodzić dlaczego „Dziennik” nie miał prawa ujawniać tożsamości Kataryny – zrobiły to już setki internautów i dziesiątki dziennikarzy z wielu gazet - z Piotrem Zarembą, redakcyjnym kolegą Michała Karnowskiego, włącznie. Czy to urażona cześć jakiego nadwrażliwego redaktora z „Dziennika”? Czy może zamówienie polityków Platformy, których Kataryna od dawna skutecznie demaskuje? Każdy ma prawo do własnego osądu. Pozwólcie więc mi państwo jeszcze zacytować początek tekstu Karnowskiego: „Niektórzy blogerzy manipulują faktami nie gorzej niż najbardziej haniebne osobniki w historii prasy totalitarnej...”
Po pierwsze: czy Michał Karnowski pisze o Katarynie? Chyba nie, ale w takim razie po co to napisał? Po drugie: to prawdziwe zdanie, ale o każdym środowisku można tak napisać, robiąc z nielicznej grupki ludzi niegodnych, postaci symboliczne dla całego środowiska (trochę mi to przypomina znacznie poważniejszą dyskusję o odpowiedzialności Polaków za Holokaust).
I po trzecie: zabawnie czyta się ten akapit, a potem w jego kontekście całą resztę komentarza...