Październik 2010 r. Kraków. Dwóch zamaskowanych mężczyzn wdziera się do banku przy ul. Dobrego Pasterza. Terroryzują personel atrapą broni i znikają ze 150 tys. zł. Jednemu z nich, który uciekał rowerem, rozsypały się pieniądze. Nieświadomi napadu przechodnie pomogli je pozbierać.
Inny rabuś, który w grudniu 2010 r. napadł na bank w centrum Poznania, uciekał ze skradzionymi pieniędzmi taksówką. Policjanci przyznają: to już prawdziwa plaga napadów na banki.
W zeszłym roku odnotowano ich 192. To rekord. W 2009 r. było dwa razy mniej napadów, a w 2008 r. blisko pięć razy mniej. Bandyci najczęściej wybierali niewielkie miejskie placówki, które nie miały ochroniarzy.
Wpadło ok. 50 proc. z nich. Wykryto sprawców 65 przestępstw z 2009 r. i 78 z 2010 r. Dlaczego tak dramatycznie wzrosła liczba napadów? Więcej biedy?
– Zwiększenie takiej przestępczości to skutek zubożenia społeczeństwa, co pokazują polskie i zagraniczne doświadczenia – ocenia mec. Jerzy Bańka, wiceprezes Związku Banków Polskich.