Artykuł pochodzi z archiwum "Rzeczpospolitej"
Pamiętacie obsypany Oscarami film Roberto Begniniego „Życie jest piękne"? Podczas wojny żydowski bibliotekarz wraz z żoną i synkiem zostaje wywieziony do obozu koncentracyjnego. Ojciec wmawia chłopcu, że pobyt w obozie to jedynie gra. Konkurs dla dorosłych, w którym nagrodą jest prawdziwy czołg. W ten sposób chroni psychikę dziecka skonfrontowanego z okrucieństwem, śmiercią i cierpieniem. Prosta sztuczka eliminuje destrukcyjny strach, uruchamia w chłopcu kreatywność, zwiększa szansę na przeżycie.
Dziś nie ma wojny i żyje się nam się coraz dostatniej. Tak przynajmniej twierdzą autorzy Diagnozy Społecznej, opublikowanych w marcu 2011 r. gruntownych badań socjologicznych kondycji polskiego społeczeństwa. W ciągu ostatnich 11 lat w Polsce przybyło rodzin, którym starcza na wszystko, ubyło zaś tych, które z trudem wiążą koniec z końcem. Coraz więcej z nas, najwięcej od początku transformacji lat 90., ocenia swoje życie jako udane. Poczucie szczęścia deklaruje obecnie 80 proc. respondentów.
Skąd zatem ten wszechobecny namacalny strach? Gdziekolwiek spojrzeć, cokolwiek włączyć – słyszymy o oszczędzaniu, redukowaniu, minimalizowaniu, ratowaniu. W najpopularniejszej wyszukiwarce słowo kryzys ma ponad 20 mln wejść. Strach przed kryzysem – ponad 1 200 000 tysięcy. Z listopadowych badań Eurostatu wynika zaś, że 34 proc. Europejczyków słowa kryzys boi się bardziej niż terroryzmu i przestępczości gospodarczej.
Ten lęk przenosimy do domów. Do enklaw dobrobytu, gdzie do tej pory bieda zostawała za progiem.