Kryzys wychowa nam dzieci - Agnieszka Rybak

Jeśli nakarmimy dzieci naszym strachem o pracę, pensję, kredyt – bądźmy pewni: ten lęk nich zostanie

Publikacja: 22.12.2011 20:10

Nie buntują się, nie piszą manifestów, nie pchają się na trybunę – pisał tygodnik „Time” o pokoleniu

Nie buntują się, nie piszą manifestów, nie pchają się na trybunę – pisał tygodnik „Time” o pokoleniu wychowanym w latach 30. XX wieku. Na zdjęciu amerykańska rodzina w czasach wielkiego kryzysu

Foto: AP

Artykuł pochodzi z archiwum "Rzeczpospolitej"

Pamiętacie obsypany Oscarami film Roberto Begniniego „Życie jest piękne"? Podczas wojny żydowski bibliotekarz wraz z żoną i synkiem zostaje wywieziony do obozu koncentracyjnego. Ojciec wmawia chłopcu, że pobyt w obozie to jedynie gra. Konkurs dla dorosłych, w którym nagrodą jest prawdziwy czołg. W ten sposób chroni psychikę dziecka skonfrontowanego z okrucieństwem, śmiercią i cierpieniem. Prosta sztuczka eliminuje destrukcyjny strach, uruchamia w chłopcu kreatywność, zwiększa szansę na przeżycie.

Dziś nie ma wojny i żyje się nam się coraz dostatniej. Tak przynajmniej twierdzą autorzy Diagnozy Społecznej, opublikowanych w marcu 2011 r. gruntownych badań socjologicznych kondycji polskiego społeczeństwa. W ciągu ostatnich 11 lat w Polsce przybyło rodzin, którym starcza na wszystko, ubyło zaś tych, które z trudem wiążą koniec z końcem. Coraz więcej z nas, najwięcej od początku transformacji lat 90., ocenia swoje życie jako udane. Poczucie szczęścia deklaruje obecnie 80 proc. respondentów.

Skąd zatem ten wszechobecny namacalny strach? Gdziekolwiek spojrzeć, cokolwiek włączyć – słyszymy o oszczędzaniu, redukowaniu, minimalizowaniu, ratowaniu. W najpopularniejszej wyszukiwarce słowo kryzys ma ponad 20 mln wejść. Strach przed kryzysem – ponad 1 200 000 tysięcy. Z listopadowych badań Eurostatu wynika zaś, że 34 proc. Europejczyków słowa kryzys boi się bardziej niż terroryzmu i przestępczości gospodarczej.

Ten lęk przenosimy do domów. Do enklaw dobrobytu, gdzie do tej pory bieda zostawała za progiem.

Lęk, który nie mija

Odkąd w 2008 r. upadł bank Lehman Brothers, cały bogaty świat się trzęsie, a my nie wiemy, kto te wstrząsy przetrwa. W mikroskali przekłada się to na ciągły niepokój. Szef wyleje z pracy. Nie znajdziemy nowej. Nie spłacimy kredytów. Zredukują nam pensję. Nie będziemy żyć jak dziś. Więc jak będziemy żyć?

Tę atmosferę zagrożenia chłoną dzieci. – Strach jest czymś naturalnym – uspokaja Urszula Sajewicz-Radtke ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej (SWPS). To emocja potrzebna człowiekowi do życia. Dzięki niej nasi przodkowie wiedzieli, kiedy uciekać, a kiedy walczyć. Dziecko w swoim rozwoju też musi się nauczyć bać. W zależności od wieku mogą to być potwory, ciemność, duchy. Część tzw. lęków normatywnych – jak strach przed burzą, wężami, osamotnieniem, stratą kogoś bliskiego – w nas zostaje.

W dzieciństwie boimy się, by wypracować strategię radzenia sobie ze strachem. Ale psychologowie ostrzegają: czym innym jest lęk jako stan, czym innym jako cecha. Długo odczuwany lęk wpisuje się w osobowość dziecka. Dzieci myślą: skoro dorośli też się boją, to co dopiero ja?

Psychologowie zauważyli to 20 lat po wielkim kryzysie. „Nie buntują się, nie piszą manifestów, nie pchają się na trybunę ani nie wznoszą transparentów" – tak o pokoleniu wychowanym w latach 30. pisał w 1951 r. tygodnik „Time".

Dlaczego tak się działo, można zrozumieć, czytając pamiętniki ich dzieci. „Mój tata był najmłodszym zdziewięciorga dzieci wychowywanych w czasach wielkiego kryzysu. Traktowano go jak psa. Wtedy to było zupełnie normalne: ci, których źle traktowano w dzieciństwie, byli okropni dla swoich dzieci. Nie miał do nas cierpliwości. Wrzeszczał na nas godzinami, mógł prawie zabić za rozlanie zupy" – pisze Heather O'Neill, autorka „Kołysanek dla młodych kryminalistów".

W Europie na doświadczenie wielkiego kryzysu nałożyła się trauma wojny. Strach o życie, a potem ubóstwo czasów powojennych zostały z dziećmi urodzonymi w latach 30. już na zawsze. Odreagowują teraz. To w nich supermarkety odkrywają dziś konsumencką niszę.

Po głodzie wojny, pustych półkach i kartkach na żywność emeryci z groszowym, ale systematycznie wypłacanym świadczeniem stali się dziś dla McŚwiata najłatwiejszym klientem. Ich lodówki przypominają chłodnie. Ich domy przypominają hurtownie pełne torebek mąki, kaszy i pierniczków za „jedyne 2,99". – Po co kupiłeś dwa kilo bananów? – pytam urodzonego w latach 30. ojca. – Bo to była okazja! – odpowiada. Nigdy się nie oprze pokusie, by kupić coś, co można by zjeść.

Problemu nie da się jednak uprościć do konsumpcji. Według amerykańskich badań, dzieci wielkiego kryzysu – zwłaszcza te, które w chwili jego trwania miały od trzech do dziewięciu lat (to czas, kiedy poczucie bezpieczeństwa jest szczególnie ważne), gorzej radziły sobie w życiu. Trudniej im było znaleźć i utrzymać pracę, osiągały niższy status społeczny i ekonomiczny. Mniej oczekiwały od życia i mniej dostawały. Bardziej niż głód kształtowały ich postawy rodziców: nie ryzykuj, słuchaj poleceń i nie narażaj się.

Napić się coli do syta

Dopiero ich dzieci, wychowane w poczuciu bezpieczeństwa pokolenie'68, chciały protestować. Można powiedzieć, że w Polsce ten schemat nie działa. Ale na powszechną amplitudę pokoleniowych postaw – buntu i stagnacji – nałożyć trzeba naszą własną, polską. Doświadczeń kryzysów czasu komunizmu i zmiany ustrojowej 1989 r.

„Kiedy byłem małym chłopcem, zawsze chciałem po pierwsze napić się koli za wszystkie czasy, po drugie nażreć się na zaś tych smacznych frykasów w lubieżnie kolorowych papierkach, które przysyłał koledze jego stary z USA, po trzecie zobaczyć jak najwięcej kreskówek Disneya" – pisze w książce „Frustracje. Młodzi o Nowym Wspaniałym Świecie" Sławomir Shuty, rocznik 1973. Przemiana ustrojowa sprawiła, że w ciągu zaledwie kilku miesięcy jego pokolenie mogło nie tylko napić się coli, ale rozpocząć samodzielne kariery w kapitalizmie.

Prof. Hanna Palska, socjolog, na użytek pracy „Bieda i dostatek. O nowych stylach życia w Polsce" prześledziła kilkaset życiorysów osób uznawanych za bogate i biedne u progu polskiej transformacji. Okazało się, że wpływ na dalsze losy badanych ludzi miał kapitał rodzinny – kulturowy i ekonomiczny. Ale ważna była także „autokreacyjna moc badanych". Wygrywali ci, którzy wyrobili w sobie przekonanie, że są w stanie zarządzać własnym życiem.

„Ci, którzy chcieli, i ci, którzy mogli, jakoś na tej powierzchni zaczęli się poruszać. Urodziliśmy się w najlepszym momencie" – mówił o doświadczeniu pokoleniowym dziennikarz.

Ważna okazała się skłonność do ryzyka: jestem graczem i interesuje mnie uczestnictwo w grze. „To jest przyjemność i satysfakcja. A wygrana (...) to jest ten króciuteńki moment, ta sekunda, kiedy wiadomo: już osiągnięty jest rezultat, jaki został zaplanowany" – opowiadał socjologom inny ankietowany.

Pokolenie X, którego dzieciństwo przypadło w Polsce na stan wojenny, w gospodarce rynkowej szybko zajęło najważniejsze miejsce. Spektakularne kariery robiło w kilka lat. Ale ogromnym kosztem – dla pracy jest w stanie poświęcić wszystko.

Mówią o nich dywany

Z kolei roczniki drugiej połowy lat 80., które nie pamiętają czasów PRL, a wychowały się w Polsce wielkich szans i względnego dostatku, to nastawione na samorealizację pokolenie Y. Doskonale wykształceni w prywatnych szkołach, wyjeżdżali na staże lub studiowali za granicą. Jednak dla pracodawców okazują się rozczarowaniem.

Szef dużej kancelarii prawniczej opowiada: – Nazywamy ich „ludzie-dywany". Przychodzą na rozmowę o pracę z bogatym CV, plikiem zaświadczeń o szkoleniach, stażach, czasem studiach doktoranckich. Kiedy pytam: – A co konkretnie chciałby pan u nas robić? – słyszę: – Ja to bym chciał się rozwijać!

Naukowcy już ich przebadali. Diagnoza Społeczna potwierdza, że mają lepszą kondycję psychiczną, ale też silne przekonanie o własnej wartości. Nierzadko na wyrost. Cenią się wyżej, niż ceni ich rynek. Pokolenie dorastające w czasach prosperity, od połowy lat 90. do kryzysu 2008 r., ma wobec życia jasne oczekiwania. Większą wagę przywiązuje do życia prywatnego, chce elastycznego czasu pracy, a jeśli koliduje to z innymi zajęciami, to tym gorzej dla pracy. I żadnych nadgodzin, bo byłoby to sprzeczne ze stylem życia znanym z dzieciństwa, do którego przywykli i który uważają za niezbywalne prawo.

Dla Ygreków naturalne jest, że zimą jeździ się na narty w Dolomity albo Alpy, latem pływa na desce w Grecji lub nurkuje w Egipcie. A na weekend leci się do Paryża do znajomych ze studiów – obejrzeć ciekawą wystawę lub posłuchać koncertu. Takie życie uważają za oczywistą oczywistość i nie zamierzają odpuszczać. Na razie, mimo wielu niepowodzeń na rynku pracy, jeszcze nie skapitulowali. Na ich utrzymanie łożą rodzice – pokolenie urodzone w latach 60., które weszło na rynek w okresie przemian ustrojowych i solidnie się na nim okopało.

Stracili już wiarę

Podczas kryzysu roku 2008 Brytyjski Departament ds. Dzieci, Szkół i Rodzin przebadał kilka tysięcy dzieci w wieku 11 – 13 lat. Ponad połowa twierdziła, że atmosfera w domu jest napięta, że koledzy i koleżanki również boją się o sytuację zawodową swoich rodziców. Rządy Wielkiej Brytanii, USA i Australii stworzyły nawet specjalne ośrodki wsparcia psychologicznego dla rodziców.

W Polsce na razie kryzys pozostaje w sferze odczuć, nie faktów. Co ciekawe, od 2007 r. rodzice coraz rzadziej tną wydatki związane z edukacją dzieci. Jeżeli już muszą potrzeby dzieci ograniczać, rezygnują z korepetycji i zajęć dodatkowych. Z drogich szkół nie zrezygnował nawet 1 proc. ankietowanych.

Ci zaś, którzy dziedziczą biedę, myślą: kryzys, nie kryzys i tak jest mi ciężko. – Rodzice stracili już wiarę, że mogą godnie żyć. Zaś ich dzieci z ostatnich klas podstawówki czy gimnazjum dzięki telewizji widzą, ile ich dzieli od rówieśników wychowywanych w domach klasy średniej – mówi Monika Rościszewska-Woźniak, psycholog z Fundacji Rozwoju Dzieci im. Jana Amosa Komeńskiego, zajmującej się wyrównywaniem szans dzieci ze środowisk zaniedbanych ekonomicznie i kulturowo.

Może więc to o nich, jedną czwartą populacji dzieci, należy się martwić? To nimi przede wszystkim się zająć? Jeżeli nie uda im się wyrwać z zaklętego kręgu dziedziczonej biedy i marazmu, kiedyś dorosną i staną się klientami pomocy społecznej lub pensjonariuszami zakładów zamkniętych. Zareagują wycofaniem lub atakiem.

Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo