Tekst z tygodnika "Uważam Rze"
Gazety wyglądają wciąż całkiem rześko. Przynajmniej z perspektywy czytelnika. Ale prasoznawcy traktują już media papierowe jak nieboszczyka. I piszą książki futurologiczne o tym, co zastąpi tradycyjny dziennik. Jedną z takich książek – „Śmierć prasy i przyszłość informacji" Bernarda Pouleta (wyd. Czarne, 2011) – warto szczególnie polecić, także jako istotny głos w debacie o nadchodzącej erze demokracji bez mediów, jakie znamy dziś. Poulet stawia mocną tezę: wspólna przestrzeń publiczna, która charakteryzowała epokę wielkich mediów masowych, właśnie rozpada się na kawałki. Nowe technologie informacyjne przyczyniają się do tworzenia drobno poszatkowanego świata „interaktywnej samotności". Już niebawem każda grupa społeczna, ba, każda jednostka będzie miała swoje, szyte na miarę, osobiste medium. Pogłębiona informacja stanie się towarem ekskluzywnym, drogim i rzadkim, domeną elit, podczas gdy większość odbiorców będzie kupowała newsy w wirtualnych medialnych hipermarketach. Jeśli w ogóle będzie jeszcze zainteresowana czymś takim jak news, nawet darmowy...
Błędne koło
Zastrzeżenie jest jak najbardziej zasadne. W USA już teraz 60 proc. nastolatków deklaruje, iż nie czyta codziennych wiadomości, niezależnie od tego, czy przekazywane są w formie tradycyjnych gazet, czy w wersji online. Za darmo, czy za pieniądze. Badania przywoływane przez Pouleta wykazały, że informacje uznawane za poważne tak naprawdę w ogóle nie interesują młodych ludzi. Co więcej, są przez nich traktowane jako zagrożenie. Dla pokolenia, którego dewizą jest hasło „nie bawisz się, nie żyjesz", konfrontacja z dylematami współczesnego świata może być jedynie źródłem niepotrzebnego stresu.
W 1997 roku w Stanach Zjednoczonych 39 proc. ludzi w wieku od 18 do 24 lat czytało w miarę regularnie jakiś dziennik. Dziewięć lat później pozostało ich zaledwie 22 proc. Problem nie dotyka jedynie druku. W podobnym tempie, po obu stronach Atlantyku, spada widownia telewizyjnych programów informacyjnych.
Spada widownia, ale wcale nie rośnie klikalność na portalach informacyjnych. Powodów jest oczywiście wiele: kryzys przekonań, zaangażowania politycznego oraz wzorców zbiorowego postępowania, triumf indywidualizmu, postępujące rozwarstwienie społeczne. Ale także gwałtowne pogorszenie się jakości informacyjnych stron WWW. Na pozór liczba newsów jest tam ogromna, wrażenie wzmacnia natłok wszelkich komentarzy, ale sama treść tak naprawdę niezwykle zubożała. Mamy zatem błędne koło. By przyciągnąć młodych, obniża się poprzeczkę, ale im bardziej tzw. kontent staje się banalny, tym mniej interesuje czytelników, zwłaszcza młodych.