Rp.pl, po informacjach z wojskowej prokuratury, ujawniła w piątek, że brzoza złamana jest na wysokości 770 cm. Dziś śledczy wydali komunikat, w którym prostują tę informację.
"Brzoza została przełamana na wysokości ok. 666 cm, licząc od poziomu podłoża, a nie jak wcześniej podano omyłkowo – ok. 770 cm. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie przeprasza za błędne podanie danych, będące niezamierzonym efektem oczywistej omyłki rachunkowej. Omyłka ta wyniknęła z chęci jak najszybszego udzielenia odpowiedzi na pytanie dziennikarza" - czytamy w komunikacie, który opublikował rzecznik prasowy NPW płk Zbigniew Rzepa.
- Takie informację dostaliśmy w czwartek od referenta - tłumaczy kpt. Marcin Maksjan.
Wysokość wciąż nie zgadza się z podaną przez raporty MAK i Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (tzw. komisji Millera). Według nich drzewo złamało się około pięciu metrów nad ziemią. Miejsce złamania jest istotne w kontekście trajektorii lotu, którą podała komisja Millera. - W czasie rzekomego uderzenia w brzozę zapisali wysokość radiową 6,2 m - mówi rp.pl Antoni Macierewicz (PiS) z sejmowego zespołu, który bada katastrofę. Jego zdaniem nadajnik mierzący wysokość radiową znajduje się około metr powyżej skrzydła.
Nieznana grubość pnia
Po komunikacie prokuratury pojawiły się dodatkowe wątpliwości dotyczące grubości pnia w miejscu złamania. Śledczy odcięli dwa fragmenty drzewa. W dół i w górę od miejsca złamania. Oba mają 156 cm. "Wysokość pnia brzozy, liczona od poziomu podłoża, po odcięciu odcinka o długości 156 cm, wynosi 510 cm. Średnica drzewa w miejscu jego ścięcia wynosi 52 cm" - czytamy w komunikacie.