Bronisław Komorowski zawetował wczoraj obywatelską ustawę przywracającą małe sądy, którą poparła cała opozycja i koalicyjne PSL. Zganił Sejm za to, że wypuścił ustawę z wadami, wewnętrznymi sprzecznościami, a nawet kompletnymi nonsensami. – To rzecz wstydliwa, że podobny projekt przechodzi przez parlament – mówił prezydent, przekonując, że nie mógł takiego prawa podpisać.
Komorowski już wcześniej zapowiadał, że nie poprze ustawy obywatelskiej i prześle do Sejmu własny, kompromisowy jego zdaniem projekt, po którego przyjęciu przywróconych zostałoby 27 spośród 79 zlikwidowanych przez Jarosława Gowina najmniejszych sądów rejonowych. Głowa państwa proponuje, by jeden sąd okręgowy mógł być powołany dla obszaru zamieszkanego przez 60 tys. mieszkańców i tam, gdzie rozpatrywanych jest minimum 7 tys. spraw rocznie.
Ludowców walczących w obronie małych sądów prezydent nie przekonał. – Będziemy szukali większości do odrzucenia weta prezydenta – mówił „Rz" rzecznik PSL Krzysztof Kosiński.
To jednak arytmetycznie prawie niemożliwe. Do odrzucenia weta potrzeba trzech piątych głosów, a więc minimum 276 posłów. Ludowcy razem z całą opozycją mają 246 szabel. Musieliby więc skaptować część posłów PO, a to z kolei mało prawdopodobne, gdyż zapewne klub zarządzi dyscyplinę głosowania. A nawet gdyby się tak nie stało, politycy PO nie będą skłonni kwestionować woli prezydenta, zgodnej do tego z wolą Donalda Tuska.
Tę walkę więc ludowcy przegrają, ale nie złożą broni. Już zapowiedzieli, że do prezydenckiej ustawy złożą trzy poprawki – obniżą liczbę mieszkańców przypadających na jeden sąd do 50 tys., zaproponują, by sąd okręgowy był obligatoryjny przy 7 tys. spraw rocznie i by do sumy spraw włączyć księgi wieczyste.