W szczególności wyborca centrum jest wyczulony na takie przypadki. W pewnym momencie masa krytyczna zostanie przekroczona i część elektoratu porzuci centrum. Zwłaszcza gdy zobaczy, że bohater afery zostaje wynagrodzony stanowiskiem wiceministra (w tym wypadku aktywów państwowych). Co istotne, właśnie Ministerstwo Aktywów Państwowych zleca intratne ekspertyzy prawne kancelarii radcowskiej prof. Marka Chmaja. Następnie zaś Chmaj zasiada w komisji habilitacyjnej Kropiwnickiego. Musimy dać wiarę, że ocenił dorobek naukowy swojego dobrodzieja w sposób całkowicie bezstronny. Mucha nie siada.
Akwarium w doktoracie Arkadiusza Myrchy
Kropiwnicki to nie wyjątek, raczej personifikacja określonej patologii politycznej. W niektórych zaś przypadkach mamy do czynienia z patologicznymi powiązaniami polityczno-naukowymi.
W przypadku środowiska Platformy Obywatelskiej centralną postacią towarzystwa wzajemnej adoracji od dawna jest wspomniany już prof. Chmaj. Wypromował na doktorów teraz już byłego (a wtedy jeszcze sprawującego mandat) senatora Piotra Benedykta Zientarskiego (praca doktorska dotyczyła… tak jest, zgadliście państwo – Senatu) oraz aktualnego, wszechstronnie skompromitowanego mym zdaniem wiceministra sprawiedliwości Arkadiusza Myrchę (tego od kilometrówek i wyciągania z publicznych środków pieniędzy na wynajem mieszkania, wspólnie z małżonką posłanką, dostarczycielką worków kartofli do hospicjum).
Arkadiusz Myrcha, sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Foto: tv.rp.pl
Notabene doktorat Myrchy, obroniony na Uniwersytecie SWPS, gdzie jest zatrudniony Chmaj, również był pracą w zasadzie autotematyczną. Był bowiem zatytułowany… „Postępowanie ustawodawcze”. Nie wierzyłem własnym oczom, jest to bowiem temat gruntownie zbadany w literaturze, więc raczej nie powinien być przedmiotem doktoratu.
Lektura recenzji tego iście wiekopomnego dzieła utwierdziła mnie w przekonaniu, że mamy do czynienia z niezwykłą hucpą naukową. Myrcha wygenerował produkt na poziomie przeciętnej magisterki. To tak jakby ktoś w XXI wieku napisał doktorat z medycyny na temat leczenia kataru i usiłował nas przekonywać, że poczynił w nim jakieś nowatorskie ustalenia.
Szkoda marnować czas na lekturę całości produktu intelektu Arkadiusza Myrchy, wystarczy ograniczyć się do zapoznania się z recenzjami, które – choć przesadnie życzliwe, mówiąc delikatnie – sprawnie referują treść opracowania wychowanka prof. Chmaja. W jednej z nich znajduje się taki oto fragment: „Doceniając precyzję narracji prowadzonej przez Doktoranta wydaje się jednak, że niekiedy mogłaby ona zostać ograniczona. Zbędnym wydaje się precyzowanie usytuowania miejsca zajmowanego przez ekspertów Biura Legislacyjnego Senatu: „(j)ako, że pomieszczenie jest oszklone, to potocznie nazywane jest »akwarium«”.
Mimo to posłowi PO przyklasnęli uznani recenzenci. To akurat piszę bez ironii. Znam dobrze prace części z nich i uważam je za jak najbardziej wartościowe. Prywatnie też bardzo lubię tych profesorów; są sympatycznymi i inteligentnymi ludźmi. Nie pojmuję natomiast, jak mogą swoim autorytetem przykładać rękę do czegoś podobnego. A w zasadzie pojmuję, ale nadal mi – tak zwyczajnie – smutno. Otóż wystarczy sprawdzić, kto w jakiej radzie nadzorczej czy w jakim organie państwowym zasiada. I z czyjego nadania.
Przykro mi, drodzy przyjaciele konstytucjonaliści. Ktoś w końcu musiał to napisać.
Bezideowcy, karierowicze, cynicy
Dlaczego piszę o Kropiwnickim i Myrsze? Bo o nich coś wiem jako o politykach i (rzekomych) naukowcach. I mam podstawy obawiać się, że na styku polityki i innych niż nauka dziedzin życia społecznego również brzydko pachnie. Nie wydaje mi się prawdopodobne, aby tylko jedno środowisko było tak zepsute.
Centrum powinno odróżniać się od skrajności nie tylko głoszonymi poglądami politycznymi, ale także wyższym poziomem moralnym. Tymczasem polskie centrum – jeśli rozumieć przez nie PO i bliskie jej ugrupowania – nie ma czym się tu pochwalić. Tę część społeczeństwa, która poparła centrum, tego rodzaju patologie potwornie irytują. Nic dziwnego, że istotny odsetek z tej grupy nie chciał pozytywnie odpowiedzieć na wezwania do pospolitego ruszenia do urn 1 czerwca 2025 r.
Oczywiście, to nie jest ani wyłączny, ani nawet główny problem naszego centrum. Na pierwszy plan wysuwa się niesprawność rządzącej koalicji, która nie tylko nie potrafi porozumieć się z prezydentem z konkurencyjnej opcji (to akurat zrozumiałe), ale nawet w ramach własnych szeregów. Zresztą wroga koalicji prezydentura również nie jest dostatecznym argumentem za niewnoszeniem do laski marszałkowskiej czy też nieuchwalaniem wielu projektów ustaw obiecanych w 2023 r.
Zatem nasze centrum zrejterowało z obszaru ideowego, programowego – bo też i zrzesza głównie bezideowców, karierowiczów i cyników. Zrejterowało także w kwestiach moralnych.
Jak tak dalej pójdzie, za dwa lata „nasz Weimar” będzie bliski końca. Zwłaszcza że również koniunktura międzynarodowa nie sprzyja centrum.
Chciałbym się w tej sprawie pomylić. I to bardzo.
o autorze
Maciej Pach
(ur. 1987 r.) – doktor nauk społecznych, specjalizuje się w prawie konstytucyjnym. Jego dorobek obejmuje kilkadziesiąt publikacji naukowych. W tekście wyraża wyłącznie własne poglądy, których nie należy utożsamiać z poglądami reprezentantów instytucji, w których jest zatrudniony