Rz: Mija właśnie 45. rocznica najazdu wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Jak udział w tej inwazji polskich żołnierzy odbierany był przez nasze społeczeństwo?
Zbigniew Gluza:
Z dokumentacji wynika, że w 1968 r. władza komunistyczna całkowicie panowała nad świadomością zbiorową. Propaganda wmawiała ludziom, że obecna sytuacja w Czechosłowacji rodzi zagrożenie dla Polski. Straszono, że jeśli ten ruch reformatorski nie zostanie stłumiony, to system komunistyczny nie poradzi sobie z coraz mocniejszym naporem rewizjonistycznej polityki ze strony Niemiec. Mówiąc wprost: jak Praga wyrwie się z systemu i osłabi go, nas zaatakują Niemcy i utracimy Ziemie Zachodnie. I na wsiach dokładnie tak to postrzegano.
Skąd to wiemy?
Głównie z relacji żołnierzy, którzy w trakcie przejazdu do czechosłowackiej granicy byli żegnani nieraz przez całe wsie jako bohaterowie, którzy jadą, by ocalić Polskę. Ludzie pozdrawiali żołnierzy, stali wzdłuż dróg z krzyżami, zapalonymi świecami, kładli na czołgi kwiaty; kobiety klęczały, modląc się za wojsko. Krzyczano, by poradzili sobie z „pepikami", by ratowali Polskę. Podobnie spontanicznie witano ich później, gdy wracali. Społeczeństwo było kompletnie ogłupione. Jednak dziś mamy inną wizję tamtej Polski: niezłomnej, zwartej w oporze.