Niecodzienny gang złożony z bezrobotnych, samotnych matek z dziećmi na utrzymaniu, a nawet emerytowanej nauczycielki i szkolnej sprzątaczki w ciągu zaledwie dwóch lat przemycił z Dominikany ogromną ilość kokainy. – Grupa przestępcza zajmująca się przemytem z Dominikany do Holandii przemyciła blisko 200 kilogramów kokainy. O działanie w niej oskarżyliśmy 15 osób, z czego większość to kurierzy – mówi „Rz" Marzanna Mucha-Podlewska z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która prowadzi śledztwo.
Szajce przemytników – jak ustalili śledczy – szefował Zbigniew Z., z zawodu rybak. Jego prawą ręką był informatyk, czasowo prowadzący firmę budowlaną.
Wielka wsypa
W tej historii jest wszystko: luksusowe wycieczki do egzotycznego kraju, a tam drinki, spacery i epizod życia światowca, o czym bezrobotni z Mławy, Siedlec i zachodniego Pomorza wcześniej nawet nie marzyli. Są też duże pieniądze za – jak sądzili – mało ryzykowną usługę, bo przecież wszędzie mieli swoich celników.
Czar w jeden dzień prysł. Wielki przemyt wyszedł na jaw przypadkiem, w listopadzie 2012 roku. Na lotnisku Okęcie w Warszawie wylądował samolot z Dominikany. Wróciło nim z urlopu troje „turystów": Monika S., jej chłopak Oskar B. i kolega Kamil S. Mieli w walizkach podejrzane pakunki wyglądające jak paczki kawy. Okazało się, że to kokaina w imponującej ilości: łącznie 47,5 kg wartości blisko 10 mln zł.