Nie, to pewnie nie jest istotne, ale przy obecnych emocjach warto jednak podkreślić: nie jestem harcerzem. Rok czy dwa pomagałem przy drużynie (jako nastolatek), ale dość szybko się od niej odłączyłem i potem nigdy więcej nic z harcerstwem nie miałem wspólnego. Niektóre moje dzieci do jednego ze związków harcerskich należą, a inne nie. Ten tekst nie jest więc pisany przez apologetę czy obrońcę harcerstwa, który w ten sposób próbuje bronić własnej przeszłości. Chcę w nim jedynie przypomnieć o zdrowym rozsądku i dość oczywistym fakcie, że gdyby zakazać wszystkiego, co może się źle skończyć (szczególnie jeśli dostanie się w ręce nieodpowiedzialnych osób), to ostatecznie trzeba by zakazać wszystkiego.