Dowody zbrodni ukryte w komórkach

Nawet rasowi gangsterzy popełniają proste błędy i przez telefony wpadają w ręce śledczych.

Publikacja: 09.05.2014 20:31

Dowody zbrodni ukryte w komórkach

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski KS Krzysztof Skłodowski

Telefony komórkowe coraz częściej demaskują przestępców. Jedni wpadają przez namiętność do rozmów z rodziną i kompanami. Innym sypie się misternie – jak im się wydaje – skonstruowane alibi, kiedy śledczy zrobią analizę połączeń i sprawdzą logowanie ich komórek. I okazuje się, że byli gdzie indziej, niż deklarowali.

– Każdy przestępca myśli, że jest przebiegły i zatarł za sobą wszystkie ślady. Lekceważą włos, niedopałek papierosa. Myślą, że jeśli mają telefon na kartę, to nikt ich nie namierzy. Ale zostawiają ślady w cyberprzestrzeni – mówi prof. Brunon Hołyst, kryminolog.

Telefony komórkowe okazały się arcyważne w rozwikłaniu zbrodni bez precedensu: poczwórnego zabójstwa, o jakie warszawska prokuratura oskarżyła 34-letniego Mariusza B. Stanął przed sądem pod zarzutem zabójstwa męża swojej kochanki, ich córki oraz partnera kochanki z kursów tańca, a także księdza z parafii, gdzie kiedyś był ministrantem.

Fałszywe alibi

Proces był poszlakowy, a ciał żadnej z ofiar nie znaleziono. Jednak sąd uznał zebrane przez prokuratora poszlaki za tak mocne, że niedawno skazał Mariusza B. na dożywocie. Wyrok jest nieprawomocny.

– Również dzięki telefonom komórkowym, jakich używał Mariusz B. i jego kuzyn, który mu pomagał, udało się podważyć jego alibi – mówi Przemysław Nowak z Prokuratury Okręgowej w Warszawie prowadzący śledztwo w tej sprawie.

Najpierw, w 2006 r., Mariusz B. – jak ustalili śledczy – zwabił i porwał Zbigniewa D. i jego nastoletnią córkę Olę. Wywiózł na działki w Pułtusku i zabił.

Zarówno B., jak i jego pomocnik Krzysztof R. zaprzeczali, by w krytycznym dniu w ogóle byli w Pułtusku. Także Małgorzata – żona Zbigniewa i matka Oli, która dała B. alibi – twierdziła, że był on wtedy z nią w domu w Warszawie.

Początkowo prokuratorzy uwierzyli. – Ale po dwóch latach trafiliśmy na ślad dwóch telefonów prepaidowych, które różniły się tylko jedną cyfrą. Jeden miał końcówkę numeru 490, drugi 491 – mówi prokurator Nowak.

Kiedy śledczy sprawdzili, z kim w krytycznym czasie rozmawiali posiadacze tych numerów, okazało się, że to krąg bliskich i znajomych Mariusza B. i Krzysztofa R.

– 99 proc. połączeń z tych telefonów było do osób z nimi powiązanych, a przede wszystkim posiadacze tych telefonów dzwonili do siebie wzajemnie – mówi Nowak.

Jednocześnie okazało się, że te dwie „tajne" komórki logowały się dokładnie w tym samym miejscu i czasie, co oficjalne telefony Mariusza   B. i Krzysztofa R.

Dzięki ustaleniu, że dwoma komórkami na karty posługiwał się B. i R., śledczy udowodnili, że gdy zabito ojca i córkę, oskarżeni byli w Pułtusku, a nie w Warszawie. – To był dowód, że alibi Mariusza B. było fałszywe – mówi prok. Nowak.

Alibi Mariusza B. podważyło coś jeszcze: w czasie zabójstwa z tajnej komórki wydzwaniał  do Małgorzaty D. Gdyby naprawdę był z nią w domu w Warszawie, nie musiałby do niej dzwonić.

Dlaczego dopiero po dwóch latach śledczy trafili na ślad tajnych komórek B. i R.? Fizycznie ich nigdy nie znaleźli. Na numery trafili tylko dzięki analizie połączeń osób z nimi związanych.

Mariusza B. pogrążyły też logowania jego oficjalnej komórki. Np. wysyłał SMS, że jest w Warszawie, a telefon logował się w rejonie Pułtuska.

Także przy trzecim zabójstwie – w 2007 r. Henryka S. ze szkoły tańca – jakie miał popełnić B., komórka go obciążyła.

Miał go porwać i tego samego dnia zabić, zmuszając wcześniej, by podał PIN do swojego konta bankowego.

Trzy dni po zabójstwie Henryka S. jego rodzina dostała SMS  z prośbą o zasilenie konta – rzekomo miał go wysłać S.

Poprzez numer IMEI telefonu, z jakiego wysłano ten SMS, śledczy dotarli do poprzedniego właściciela aparatu. Okazało się, że wstawił telefon do komisu, a kupił go Krzysztof R. I to na godzinę przed wysłaniem z niego SMS.

Włączył i wpadł

Także telefon komórkowy naprowadził  śledczych na trop innego sprawcy: Jerzego B., który miał zabić dwie osoby chcące wynająć lub sprzedać mieszkania w Warszawie.

W lutym 2013 r. zginął Jerzy O., który wystawił do sprzedaży apartament w Wilanowie. Po pół roku Elżbieta S. sprzedająca lokum na Ursynowie.

Ofiary dostały wiele ciosów nożem,  śledczy łączyli sprawy, typując, że mordów dokonał jeden sprawca. Półtora miesiąca temu został zatrzymany Jerzy B., podejrzany o te zbrodnie. Śledczy ustalili, że to on dzwonił do obu ofiar z dwóch różnych telefonów. Jeden znaleźli w jego mieszkaniu, drugi w samochodzie. Po zabójstwach oba  aparaty zostały wyłączone.

Jerzy B. wpadł po tym, jak pod koniec lutego jeden z telefonów ponownie uruchomił i znów nawiązywał kontakty z osobami sprzedającymi mieszkania w Warszawie.

– Zachodziło więc podejrzenie, że planuje on dokonanie kolejnego przestępstwa – obawiali się śledczy.

To jedna z wielu spraw, w których także dzięki komórkom namierzono sprawców.

W przestępczej działalności jednak nie sposób z telefonów zrezygnować. Dlatego różnej maści złodzieje, aferzyści i gangsterzy stosują najróżniejsze „patenty", które – jak sądzą – utrudnią ich dekonspirację.

Gang przemytników kokainy, który w ciągu dwóch lat przewiózł z Dominikany do Holandii 200 kg tego narkotyku, miał żelazną zasadę: kontaktować się tylko przez SMS.

– Daniel P., który był prawą ręką głównego organizatora przemytu, wręcz zakazał kurierom rozmów telefonicznych – mówi prok. Marzanna Mucha-Podlewska z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która oskarżyła przemytników.

Kurierzy słali więc Danielowi P., odbierającemu ich z lotniska, np. SMS: „czekamy, walizki już idą", „zabierzemy walizki i spadamy".

Kiedy trójka kurierów wpadła z niemal 50 kg kokainy na warszawskim lotnisku, także te krótkie esemesy ich pogrążyły. Kiedy zrobiono analizę ich treści, okazało się, że z pozoru niezwiązani z sobą „turyści" latają na Dominikanę i wysyłają SMS do jednej osoby określanej jako „Manita". – Gdy skruszeni kurierzy zaczęli sypać, wyznali, że to Daniel P. kazał im wpisać kontakt do siebie pod hasłem „Manita".

SMS nie były więc tak bezpieczne, jak się przemytnikom wydawało.

Rozmowy „Słowika"

Rozmowy przez komórki są przyczyną wpadek rasowych gangsterów. – Mogą wynająć willę na końcu świata i żyć w ukryciu, dopóki są pieniądze. Ale nawet zatwardziali przestępcy nie są w stanie zupełnie odizolować się od bliskich. Wcześniej czy później do nich dzwonią – twierdzą policjanci.

Właśnie tak – przez  rozmowy z ówczesną żoną – wpadł przed laty boss gangu pruszkowskiego Andrzej Z., ps. Słowik. Choć korzystał z kilkunastu komórek, to urządzenie do podsłuchów zaprogramowane na jego głos wyławiało go z lawiny połączeń.  I tak policjanci namierzyli go w Hiszpanii.

Nawet komórki na karty nie gwarantują bezpieczeństwa, choć utrudniają śledczym zadanie.

– Przestępcy zmieniają telefony i karty, ale czasami popełniają błędy – mówi Radosław Wasilewski, naczelnik wydziału w warszawskiej prokuraturze. Co dla ścigających przestępstwa jest ważne? – Bardzo pomocne są logowania telefonów, z kolei przez historię połączeń możemy zidentyfikować rozmówcę. Jeżeli mamy głos, jest możliwa identyfikacja sprawcy – mówi Wasilewski.

Ostatnio pojawiła się zupełnie nowa praktyka mająca uchronić gangsterów przed wpadką. – Z zagranicy przywożą dużą liczbę, nawet kilkaset telefonów i kart. I stosują zasadę: jeden telefon, jedna karta, jeden kontakt – opowiada „Rz" policjant zajmujący się tropieniem zorganizowanej przestępczości. – Ale na taki luksus stać tylko najbogatszych. Dla całej reszty jest to zbyt kosztowne przedsięwzięcie.

Telefony komórkowe coraz częściej demaskują przestępców. Jedni wpadają przez namiętność do rozmów z rodziną i kompanami. Innym sypie się misternie – jak im się wydaje – skonstruowane alibi, kiedy śledczy zrobią analizę połączeń i sprawdzą logowanie ich komórek. I okazuje się, że byli gdzie indziej, niż deklarowali.

– Każdy przestępca myśli, że jest przebiegły i zatarł za sobą wszystkie ślady. Lekceważą włos, niedopałek papierosa. Myślą, że jeśli mają telefon na kartę, to nikt ich nie namierzy. Ale zostawiają ślady w cyberprzestrzeni – mówi prof. Brunon Hołyst, kryminolog.

Pozostało 93% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo