Telefony komórkowe coraz częściej demaskują przestępców. Jedni wpadają przez namiętność do rozmów z rodziną i kompanami. Innym sypie się misternie – jak im się wydaje – skonstruowane alibi, kiedy śledczy zrobią analizę połączeń i sprawdzą logowanie ich komórek. I okazuje się, że byli gdzie indziej, niż deklarowali.
– Każdy przestępca myśli, że jest przebiegły i zatarł za sobą wszystkie ślady. Lekceważą włos, niedopałek papierosa. Myślą, że jeśli mają telefon na kartę, to nikt ich nie namierzy. Ale zostawiają ślady w cyberprzestrzeni – mówi prof. Brunon Hołyst, kryminolog.
Telefony komórkowe okazały się arcyważne w rozwikłaniu zbrodni bez precedensu: poczwórnego zabójstwa, o jakie warszawska prokuratura oskarżyła 34-letniego Mariusza B. Stanął przed sądem pod zarzutem zabójstwa męża swojej kochanki, ich córki oraz partnera kochanki z kursów tańca, a także księdza z parafii, gdzie kiedyś był ministrantem.
Fałszywe alibi
Proces był poszlakowy, a ciał żadnej z ofiar nie znaleziono. Jednak sąd uznał zebrane przez prokuratora poszlaki za tak mocne, że niedawno skazał Mariusza B. na dożywocie. Wyrok jest nieprawomocny.
– Również dzięki telefonom komórkowym, jakich używał Mariusz B. i jego kuzyn, który mu pomagał, udało się podważyć jego alibi – mówi Przemysław Nowak z Prokuratury Okręgowej w Warszawie prowadzący śledztwo w tej sprawie.