Jak pisze na pierwszej stronie Rzeczpospolitej Ksawery Wardacki „straż miejska może sprawdzić czym palimy w piecu". Bez nakazu sądowego może po prostu wtargnąć do naszego domu – w godz. 6-22.
Funkcjonariusza trzeba wpuścić, jeśli tego nie zrobimy, grozi nam zarzut karny: udaremniania kontroli i nawet do trzech lat więzienia. To kolejny docinek w tym samym serialu pod tytułem: ograniczanie wolności i prywatności obywateli. Przypomnijmy, że kilka dni temu specjalny zespół do spraw zniesienia w Polsce reliktu PRL, czyli meldunku, zarekomendował: nie znosić. Dalej więc musimy meldować się urzędnikom.
Ale są przynajmniej tacy, którzy na tej urzędniczo-etatystycznej machinie korzystają. Jak pisze dzisiaj w Dzienniku Gazecie Prawnej Artur Radwan, „Nauczyciele odpoczywają razem z uczniami". Chodzi o ponad dwutygodniową przerwę świąteczną. DGP sprawdził, jak szkoły zapewnią w tym czasie opiekę nad dziećmi. Choć mają taki obowiązek, to na przykład w Gdyni jeden (słownie: jeden) spośród 40 nauczycieli będzie, być może, pełnił dyżur między świętami. Podobnie będzie w Radoczy. Nie dziwi to chyba specjalnie rodziców. Nie od dzisiaj wiadomo, że szkoły są w przerwach zamknięte na głucho, a deklaracje związków zawodowych, że jest inaczej, niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.
W Gazecie Wyborczej o innych wybrańcach. Leszek Kostrzewski i Piotr Mączyński piszą o górnikach. Wystarczy jedna liczba. Ich średnia emerytura to 3,9 tys. zł.
Wyborcza porusza też na pierwszej stronie ciekawy temat uzdrowisk. Kasują taksę klimatyczną, a powietrze, jakie tam wdychamy, ponoć gorsze niż w wielkomiejskiej stolicy.