Temu tematowi „Polska The Times" poświęciła dzisiaj aż dwa artykuły. „Plotki na temat złego stanu zdrowia Władimira Putina zelektryzowały całą opinię publiczną. Czy to możliwe, że niezniszczalny, jak by się mogło wydawać, przywódca odwołał planowaną na ten tydzień wizytę w Kazachstanie z powodu gorączki? A może – jak idą dalej niektóre media – jest on śmiertelnie chory?" – zastanawia się gazeta.
Odpowiedzi stara się udzielić w tej samej gazecie Roger Boyes, analityk anglojęzycznego „The Times". „Władimir Putin nie jest chory, tylko się boi. (...) Bardzo możliwe, że doradzono mu, żeby pozostał w domu do momentu, kiedy osoby stojące za zabójstwem Borysa Niemcowa zostaną złapane. Spisek przeciwko Niemcowowi jest w opinii Kremla spiskiem przeciwko Putinowi. A najlepszym momentem na dokonanie zamachu stanu jest zrobienie tego pod nieobecność prezydenta" – pisze analityk.
W poszukiwania Putina zaangażowała się też „Rzeczpospolita". Jej teza brzmi: „tydzień nieobecności Putina odsłania prawdopodobny konflikt na szczytach władzy po zabójstwie Niemcowa". Zdaniem „Rzeczpospolitej" kluczową rolę w tych rozgrywkach odgrywa prezydent Czeczenii Ramazan Kadyrow, znienawidzony przez szefów resortów siłowych i ludzi w otoczeniu prezydenta. „Kadyrow jest jednak figurą wymyśloną przez Putina, mającą zapewnić spokój na Kaukazie w zamian za miliardy z Moskwy. To działało do czasu zabójstwa Niemcowa, którego ślady prowadzą do Czeczenii. To właśnie miało wywołać napięcia i konflikty w elicie tzw. siłowników" – pisze gazeta.
Wątki rosyjskie pojawiają się też w analizowanej w prasie sprawie pomysłu zakupu przez Polskę rakiet Tomahawk. „Gazeta Wyborcza" informuje o rosyjskich reakcjach na zapytanie, które polski MON skierował do Amerykanów. „Leonid Iwaszow, były dyrektor departamentu współpracy międzynarodowej rosyjskiego MON, powiedział RIA Novosti, że jest to akt antyrosyjski i że Rosja znajdzie na to stosowną odpowiedzi" – pisze „Gazeta Wyborcza".
Dziennik Adama Michnika wraca też do sprawy afery taśmowej. Ujawnia zeznania zatrzymanych pracowników warszawskich restauracji, którzy mieli powiedzieć, że pluskwy zakładali na zlecenie biznesmena Marka Falenty. „Nagrania miały najpierw służyć Falencie do celów biznesowych oraz do 'gry ze służbami specjalnymi'. Jednak w czerwcu 2014 r. biznesmen postanowił użyć podsłuchów do obalenia rządu i Sienkiewicza. To miał być odwet za uderzenie prokuratury w jego flagowe przedsięwzięcie - firmę importującą tani węgiel z Rosji, w którą zainwestował 100 mln zł" – pisze Gazeta Wyborcza.