Zgodnie z zapowiedziami PiS wniósł do Sejmu tzw. pakiet demokratyczny, czyli zmiany w regulaminie Sejmu, które w teorii mają służyć umocnieniu roli opozycji. PiS dwukrotnie proponowało takie zmiany w poprzedniej kadencji, gdy rządziła PO. Wówczas pakiet nie został wprowadzony w życie.
Tym razem jednak na pewno zostanie uchwalony, jako że PiS ma w parlamencie większość. Tyle że po zdobyciu władzy PiS swą pierwotną wersję pakietu mocno przykroił. „Rzeczpospolita" porównała oba dokumenty – sprawdziliśmy, czego od władzy domagał się PiS, gdy było opozycją, i czego opozycji dać nie chce, gdy samo objęło władzę.
Zaletą pakietu PiS w obu jego wersjach jest to, że likwiduje tzw. zamrażarkę. W ten sposób nazywane są uprawnienia marszałka Sejmu, który może zablokować trafiające do niego projekty ustaw autorstwa opozycji. W pierwszej wersji pakietu – wniesionej do Sejmu w 2014 r. – PiS zaproponowało, aby projektów nie można było „zamrażać" na dłużej niż pół roku. W obecnej wersji pakietu proponuje krótszy okres – cztery miesiące.
Kolejną pozytywną zmianą jest wprowadzenie zasady, że projekty obywatelskie – pod którymi podpisało się co najmniej 100 tys. Polaków – muszą zostać rozpatrzone przez Sejm. Platforma bez prac merytorycznych odrzuciła kilka takich głośnych projektów, w tym dotyczących rozpisania referendów w sprawie wieku emerytalnego oraz sześciolatków, a także ustawę całkowicie zakazującą aborcji.
Ale PiS kilka swych dawnych postulatów z pakietu usunął. Chodzi np. o wysłuchania publiczne, czyli otwarte debaty z obywatelami, których będzie dotyczyć przygotowywane prawo. Pierwotnie PiS domagało się, by wysłuchanie dotyczące kontrowersyjnych projektów mogła zarządzać komisja, która je rozpatruje. Miało wystarczyć poparcie 1/3 członków komisji – wówczas mogłaby je zorganizować opozycja. W nowym projekcie rozdział dotyczący wysłuchania został po prostu usunięty.