Tegoroczne wybory parlamentarne odbywają się w nadzwyczajnej sytuacji. Nadzwyczajność ta jest realna, a nie marketingowa, jak przekonuje część publicystów. Nie mamy do czynienia ze starciem między formacjami politycznymi, które ostro różnią się w sferze programów i wartości, ale respektują zasady demokracji konstytucyjnej, szanują sukcesy poprzedników. PiS przyjęło po 2015 r. kurs na upartyjnienie państwa w skali dotąd nieznanej. Pod pretekstem reform zdecydowano się na rozjechanie wszystkich barier instytucjonalnych, których rolą była kontrola i ograniczanie niezdrowych ambicji władzy. Stawką tych wyborów jest więc to, czy uda się wyzwolić Polskę spod władzy arbitralnej i naprawić szkody w sferze państwowej. W przeciwnym razie dojdzie do zamknięcia systemu politycznego wraz z przejęciem kontroli nad mediami prywatnymi, uniwersytetami i ciałami, które dziś cieszą się jeszcze niezależnością.
Gdy na początku 2016 r. wystąpiłem w obronie Trybunału Konstytucyjnego, a później, widząc bezcelowość moich apeli i propozycji, odszedłem z partii rządzącej, przestrzegałem przed wszystkimi złymi skutkami polityki łamiącej zasady. Nie ma przesady, gdy opisuje się ją jako politykę dzikiej rewolucji kadrowej czy sparaliżowaną w Europie politykę zagraniczną – wskutek destrukcji rządów prawa. Retoryka premiera Mateusza Morawieckiego skrywa oszustwo poczynione wobec Polaków. Modernizacyjny skok, czyli podstawowy cel, którym szafuje PiS, przy jego polityce nie jest możliwy. Modernizacja Polski i budowa wielopokoleniowych podstaw dla bogactwa naszego społeczeństwa wymaga włączenia samorządów i partnerów społecznych do wspólnego dzieła, tworzenia ponadpartyjnych instytucji i respektowania ich roli. Władza redukująca zaufanie tylko do posłusznych nie radzi sobie z ambitnymi wyzwaniami. Edukacja, służba zdrowia, klimat, sprawne sądownictwo dla obywateli – wszędzie, gdzie potrzebna jest koordynacja działań, współpraca z innymi, dochodzi do niepowodzeń i regresu.
Zobacz wyniki sondażu: 44. okręg wyborczy: Ujazdowski wygra z Kasprzakiem
Jestem przekonany, że opozycja ma szansę wygrać wybory i stworzyć rząd. Elementarnym warunkiem sukcesu jest respektowanie porozumień, paktu senackiego i stosowanie zasady „nie ma wroga wewnątrz opozycji". Nie obawiam się różnorodności opozycji. Moje poglądy są najbliższe europejskiej chadecji, ale odnoszę się z szacunkiem do każdej tradycji ideowej, która nastawiona jest na pracę dla wspólnoty politycznej i traktowanie państwa jako dobra wspólnego. Nie muszę jednak świadczyć o tym tylko słowem. Była to praktyka moich działań, gdy pełniłem funkcję ministra kultury.
Zgadzam się z Jackiem Rakowieckim („Kacprzak a sprawa polska", „Rz" 26.09.2019), że jednym z podstawowych dziś wyzwań jest kryzys zaufania do instytucji państwa, a przyczyną wysokiego poparcia dla PiS jest oddalenie elit III RP od obywateli. Byłem jednym z tych, którzy wcześniej szukali instytucjonalnych odpowiedzi na to wyzwanie. W takim duchu proponowałem pakiet demokratyczny, który wzmacniał parlament w relacji do rządu, dawał podmiotowość posłom (bezprecedensowo zmarginalizowanych po 2015 roku), przyznawał konkretne prawa opozycji, wymuszał większą odpowiedzialność od premiera i ministrów, ale też podnosił rangę inicjatyw obywatelskich, wysłuchań publicznych. Bardzo się cieszę, że otwarty Sejm jest jednym z elementów przesłania programowego KO. Uważam, że można pogodzić demokrację przedstawicielską z rozszerzeniem praktyk referendalnych. Chciałbym, aby instytucja prawyborów znalazła miejsce w polskim życiu publicznym, począwszy od wyboru kandydata opozycji w wyborach prezydenckich. Prawybory wymagają respektu dla procedur i wzajemnego szacunku konkurentów. W innym razie przekształcają się w dziki konflikt polityczny, który osłabia cały obóz polityczny. Mam wrażenie, że Jacek Rakowiecki tak łatwo oskarżający partie opozycyjne o brak demokracji wewnętrznej pomija podstawowy warunek działania we wspólnocie politycznej – wzajemny szacunek i uznanie wartości konkurentów. Piszę o tym, bo ze strony najbliższego kręgu pana Kasprzaka spotkał mnie hejt i kampania oszczerstw. Trudno traktować poważnie wezwania, w których zwracano się do mnie, abym tłumaczył się z tego, że jestem antysemitą, rasistą i wrogiem wolności indywidualnych. Od początku kampanii koncentruję się na tym, jak wygrać z PiS i trafić do jak najszerszego grona Polaków z argumentacją, która skłoni ich do poparcia opozycji. Formuła opozycji skrajnej i wyłączającej na to nie pozwoli.