– To wielki krok naprzód ludzkiej cywilizacji – powiedział Jean-Jacques Dordain, dyrektor generalny ESA w Centrum Kontroli Lotów w Darmstadt. – Nie byłby możliwy bez współpracy naukowców z 20 krajów.
Lądowanie poszło zgodnie z planem, co do minuty, choć na twarzach naukowców było widać zdenerwowanie. To było słynne „siedem godzin horroru" zapowiadane przez kontrolerów misji. Nikt nigdy nie próbował lądowania na komecie. Nie było wiadomo, czego się spodziewać. Sondzie Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) ta sztuka się udała.
Nie wszystko jednak do końca przebiegło zgodnie z założeniami. Lądownik Philae odbił się od powierzchni. Teraz jednak - jak podaje ESA jest stabilny. Udało się odzyskać przerwaną łączność. Do Centrum Kontroli Lotów napływają zdjęcia okolicy w której lądownik się znalazł. Pokazują nogi Philae i krajobraz komety. Naukowcy z ESA próbują zlokalizować lądownik , który mógł odskoczyć nawet na kilkaset metrów od wyznaczonego miejsca lądowania. Badacze mają także obawy o długoterminową stabilność Philae, ponieważ nie jest poprawnie zakotwiczony - harpuny, które powinny połączyć lądownik z podłożem nie zadziałały.
Kilka minut po lądowaniu instrumenty Philae miały przystąpić do badania komety. Początek ich pracy na powierzchni komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko, oddalonej od nas o 511 mln km, to wielki test również dla polskich inżynierów. Zadaniem zbudowanego w Centrum Badań Kosmicznych penetratora jest wbicie się w powierzchnię jądra komety i pobranie próbek materii do analizy. Penetrator jest częścią eksperymentu MUPUS uruchomionego kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem operacji lądowania. Eksperyment korzysta z zestawu czujników do pomiaru właściwości fizycznych. Penetrator wyposażony jest w czujniki głębokości, temperatury i przewodnictwa cieplnego.