„Przejściowy” papież, który sprowokował lawinę

Jan XXIII przez cały pontyfikat nie ingerował w prace kurii rzymskiej, ale gdy ogłosił sobór, liczono na to, że umrze, zanim go otworzy

Publikacja: 18.04.2014 01:24

6 października 1958 roku kardynał Angelo [Roncalli] dowiaduje się o ciężkiej chorobie Piusa XII. Natychmiast przerywa prywatną audiencję i udaje się do kaplicy. Będzie się tam modlił niemal nieprzerwanie przez całe trzy dni. Czyżby domyślał się, co go wkrótce czeka? 9 października tuż przed świtem papież umiera. Trzy dni potem kardynał Angelo udaje się do Rzymu na konklawe. Co ciekawe, nie odwołuje żadnych z zaplanowanych wcześniej spotkań, wizyt i podróży.

Nie może w tym momencie nie liczyć się z wyborem na papieża. Już bowiem w marcu 1954 roku, gdy Pius XII zmagał się ze śmiertelną chorobą, francuscy dyplomaci donosili z Rzymu, że być może kolejnym papieżem będzie właśnie Roncalli.

Cztery i pół roku później sytuacja jest jeszcze bardziej korzystna dla Roncallego z powodu jego... starości i podejrzenia o poważną chorobę. Kolegium kardynalskie jest w tym momencie bardzo zredukowane, ponieważ Pius XII po konsystorzu z początku 1953 roku nie mianował już więcej purpuratów. Wydaje się, że nikt nie nadaje się na następcę zmarłego papieża odznaczającego się wybitną, zdecydowanie „majestatyczną" osobowością. Wielu przebąkuje, że idealnym kandydatem byłby Montini, były podsekretarz stanu, a obecnie arcybiskup Mediolanu; kłopot jednak w tym, że nie jest on kardynałem.

W tych okolicznościach idealnym kandydatem jest teraz kardynał o „bezproblemowym", ugodowym charakterze, zdolny przejąć na chwilę stery Kościoła, szybko mianować Montiniego kardynałem... i zaraz potem szybko umrzeć. Zarysowuje się zatem koncepcja papieża „przejściowego". Kardynał Angelo zapewne zdaje sobie z tego wszystkiego świetnie sprawę. Już w Paryżu, gdy zaproszono go do przewodniczenia ceremonii poświęcenia nowego ołtarza w położonym na peryferiach miastach opactwie benedyktynek zamiast ciężko chorego kardynała Emmanuela?Célestina Suharda, odpowiedział, wzdychając: „Ależ oczywiście, że przyjdę. Mam przecież powołanie zapchajdziury!". No i teraz sytuacja się powtarza!

Dostojnicy Kościoła być może uczynili go papieżem z czysto ludzkich pobudek, ale jego Mistrz i Pan miał wtedy zupełnie inne racje

Zgromadzonym na placu św. Piotra tłumom nie tylko pokazuje się na moment, tak jak to czynili poprzednicy, lecz także udziela uroczystego błogosławieństwa urbi et orbi (łac. miastu i światu). Od czasów gdy wojska Giuseppego Garibaldiego we wrześniu 1870 roku zajęły Rzym, przerywając obrady I Soboru Watykańskiego, nowo wybrani papieże na znak protestu przestali tak właśnie błogosławić lud. Jan XXIII ostatecznie łamie tę złą tradycję.

Swoje posłuszeństwo wobec Kościoła i kardynałów, którzy go wybrali w ściśle określonym celu, okazuje w tym, że bardzo szybko zwołuje konsystorz, aby mianować nowych kardynałów, w tym także arcybiskupa Montiniego. Podsekretarza stanu Domenica Tardiniego promuje już 17 listopada na sekretarza stanu, aby pokazać, że nie zamierza zupełnie niczego zmieniać w funkcjonowaniu Kurii Rzymskiej – przypuszczalnie dlatego, że tak sobie tego zażyczyli zgromadzeni na konklawe kardynałowie. I rzeczywiście, w trakcie swego całego pontyfikatu nie będzie zupełnie interweniował w prace i biurokratyczną rutynę watykańskich dykasterii. To, co o nich niekiedy myśli, skwituje dowcipem. Zapytany przez dziennikarzy o liczbę osób pracujących w Watykanie odpowie: „Nie więcej niż połowa!".

Mogłoby się zatem wydawać, że wszystko jest pod kontrolą: papież skrupulatnie wypełnia rolę, jaką mu wyznaczono, nie „rządzi się" i nie wprowadza swoich porządków. A jednak nowy styl sprawowania funkcji papieskich daje się szybko poznać. Już pod koniec listopada 1958 roku Jan XXIII składa nieoczekiwane wizyty w różnych drogich mu miejscach: w swym dawnym seminarium duchownym, gdzie spotyka się z alumnami, na Uniwersytecie Gregoriańskim, a 8 grudnia na placu Hiszpańskim osobiście kładzie bukiet kwiatów pod kolumną Matki Bożej i wygłasza zaimprowizowane przemówienie do zupełnie zaskoczonych ludzi niespodziewających się go w tym miejscu. Potem w dniu Bożego Narodzenia odwiedza szpital dziecięcy i spotyka się z małymi pacjentami. Następnego dnia jedzie do więzienia Regina Coeli przeznaczonego dla groźnych przestępców. Gdy ich już zebrał, tłumaczy, że musiał do nich przyjść, skoro oni nie mogą przyjść do niego...

Zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że dostojnicy Kościoła być może uczynili go papieżem z czysto ludzkich pobudek, ale jego Mistrz i Pan miał wtedy zupełnie inne racje. Widzi dzień po dniu gromadzące się na jego biurku dokumenty, z których niemal każdy oznacza jakiś poważny problem. Z jednym, może z kilkoma przypuszczalnie dałby sobie radę, ale na pewno nie ze wszystkimi...

Dla Jana XXIII nierozwiązywalne po ludzku sprawy są tylko znakiem zapowiadającym przyjście Pana. Nie tyle z gotowymi rozwiązaniami, ile z osobistym wezwaniem do kolejnej misji. Już w grudniu 1958 roku czuje w głębi serca, że większość z tych spraw wynika nie tyle z tego, że świat wokół jest gorszy niż był przedtem, ile z dotychczasowego sposobu funkcjonowania samego Kościoła, który stał się niezdolny do przekazywania światu Dobrej Nowiny o zbawieniu w zmienionych warunkach społeczno?cywilizacyjnych.

Jako historyk doskonale rozumiał, dlaczego tak się stało. Postanawia działać. 25 stycznia 1959 roku na zakończenie tygodnia modlitw o jedność chrześcijan udaje się do Bazyliki św. Pawła za Murami, aby odprawić uroczystą mszę św. Następnie w jednej z sal przyległego klasztoru zbiera kolegium kardynałów i wygłasza orędzie. Ogłasza w nim, iż w celu zaradzenia licznym problemom będącym znamieniem współczesności zostanie najpierw zwołany synod dla diecezji rzymskiej, a następnie sobór powszechny dla całego Kościoła.

Zapowiedzi tej towarzyszy najpierw niedowierzanie, potem wielki wstrząs, w końcu spontaniczne wybuchy entuzjazmu przemieszane z wybuchami lęku i obaw o solidność tak kolosalnego przedsięwzięcia, na jakie odważył się ów „przejściowy" przecież papież. W kurii rzymskiej nastroje nie są bynajmniej przychylne. Czuje się tam podskórnie, że Jan XXIII sprowokował lawinę o nieprzewidywalnych skutkach.

Rozpoczyna się wyczerpująca dla obu stron walka odnośnie do trybu przygotowania soboru, który w zamyśle papieża nie ma być kontynuacją przerwanego I Soboru Watykańskiego, ale czymś całkiem nowym, Vaticanum Secundum.

Dochodzi do przeciągania spraw i gry na zwłokę, zwłaszcza w obliczu widocznego zaniku sił papieża. Wielu ma zatem nadzieję, że Jan XXIII umrze, zanim zdoła otworzyć sobór, a nowy papież zapewne albo go odwoła, albo tak zmieni jego cele i zadania, że uda się go zakończyć na kilku mało zobowiązujących deklaracjach, które w gruncie rzeczy niczego nie zmienią.

Jacek Święcki
Fragment książki „Jan XXIII. Wypróbowany święty", która ukazała się nakładem wydawnictwa WAM.

Skróty i tytuł od redakcji.

6 października 1958 roku kardynał Angelo [Roncalli] dowiaduje się o ciężkiej chorobie Piusa XII. Natychmiast przerywa prywatną audiencję i udaje się do kaplicy. Będzie się tam modlił niemal nieprzerwanie przez całe trzy dni. Czyżby domyślał się, co go wkrótce czeka? 9 października tuż przed świtem papież umiera. Trzy dni potem kardynał Angelo udaje się do Rzymu na konklawe. Co ciekawe, nie odwołuje żadnych z zaplanowanych wcześniej spotkań, wizyt i podróży.

Pozostało 93% artykułu
Kościół
KEP: Edukacja zdrowotna? "Nie można akceptować deprawujących zapisów"
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kościół
Kapelan Solidarności wyrzucony z kapłaństwa. Był oskarżony o pedofilię
Kościół
Polski biskup rezygnuje z urzędu. Prosi o modlitwę w intencji wyboru następcy
Kościół
Podcast. Grzech w parafii na Podkarpaciu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
"Rzecz w tym"
Ofiara, sprawca, hierarchowie. Czy biskupi przemyscy dopuścili się zaniedbań w sprawie pedofilii?