Dzielący się i dryfujący w okolicach progu wyborczego SLD wraca do sprawdzonej karty radykalnego antyklerykalizmu społecznego. Wyliczanie księżom samochodów, obserwowanie, jakimi brykami jeżdżą biskupi i wreszcie ostra krytyka bogactwa instytucji kościelnych porównywalnego z ubóstwem państwa i jego zwyczajnych obywateli, ma przynieść Sojuszowi Lewicy Demokratycznej upragnione odbicie się od dna.
Ojciec Tadeusz Rydzyk, ks. Henryk Jankowski, ale i część biskupów mają się więc stać ostatnią deską ratunku dla upadającej z przyczyn ideowych lewicy. I choć tym razem Grzegorz Napieralski i Joanna Senyszyn trafnie odczytali odczucia pewnej części wyborców, to i tak wiele wskazuje na to, że nic na tym nie zyskają. Antyklerykalizm jest bowiem w Polsce bardzo silny, ale nie łączy się (w szerokich kręgach) z lewicowością, szczególnie światopoglądową.
Zdecydowana większość Polaków narzekających podczas rodzinnych uroczystości na księży i biskupów, ich bogactwo, samochody, domy i plebanie nie łączy tego w najmniejszym stopniu z odrzuceniem samej instytucji. W niedzielę (może nie każdą) i wielkie święta karnie stawiają się oni na mszach świętych, w okresie wielkanocnym przyjmują komunię, a podczas wizyty duszpasterskiej (czyli popularnej kolędy) z uśmiechami na twarzach przyjmują księdza dobrodzieja, przedtem ukrywając po kątach antyklerykalne „Fakty i Mity”, z których nierzadko czerpią informacje (zwykle niemające wiele wspólnego z rzeczywistością) o świecie i religii.
Ten swoisty „ludowy” (choć nie zawsze związany z wsią jako miejscem zamieszkania) antyklerykalizm często nie dotyczy zresztą własnego proboszcza. To inni księża są straszni, zdzierają z wiernych, rozbijają się wypasionymi autami, ale swój „przewielebny” jest w porządku. A nawet jeśli ma jakieś wady – to omawia się je przy stole z rodziną, a nie publicznie. Często też mimo – nawet uzasadnionej – krytyki danego duchownego pozostaje on nadal autorytetem dla swoich wiernych, nawet w kwestiach politycznych. Stąd radykalny antyklerykalizm (nawet sprytnie podsycany przez posłankę Senyszyn) wcale nie musi wiązać się z głosowaniem na SLD, i swobodnie można go pogodzić z oddawaniem głosów na przykład na PiS.
Jest to tym istotniejsze, że dla większości tradycyjnych polskich antyklerykałów całkowicie nie do zaakceptowania są moralno-światopoglądowe postulaty lewicy. Fakt, że nie podobają się im samochody duchownych, nijak bowiem ma się do przyznania jednopłciowym konkubinatom praw małżeństw czy do legalizacji aborcji. Antyklerykalizm w tych środowiskach łączy się wręcz niekiedy z dość konserwatywnym podejściem do kwestii światopoglądowych, i – inaczej niż w Hiszpanii – nie ma nic wspólnego z tożsamością socjalistyczną czy anarchistyczną. Polskiemu antyklerykałowi bliżej jest zatem do PSL czy Samoobrony, które nawet krytykując duchownych, wystrzegają się jak ognia poruszania kwestii moralnych, na których mogą tylko stracić.