[b]Złodziej włamał się do auta, ale zniszczył tylko zamek i stacyjkę. Salon zaproponował mi bezgotówkowe rozliczenie – mają tam placówkę Hestii. Po dwóch tygodniach odebrałem auto. Po ok. pół roku dostałem z salonu wezwanie do zapłaty za część naprawy: mówią, że musieli kupić komplet zamków za 2,8 tys. zł, a Hestia zgodziła się zapłacić tylko 1,4 tys. zł. Czy salon blefuje, czy ma jakieś argumenty?[/b]
[b]Odpowiada Jacek Reps, adwokat:[/b]
Przepisy o umowie ubezpieczenia nie regulują kwestii stosunku prawnego łączącego przy tzw. naprawach bezgotówkowych właściciela samochodu z ubezpieczycielem i wykonawcą naprawy, dlatego często dochodzi do nieporozumień.
Rozliczenie między warsztatem a ubezpieczycielem nie oznacza automatycznie, że to ubezpieczyciel dokonał naprawy i jest odpowiedzialny za jej jakość lub że zawiera umowę o naprawienie samochodu. Dlatego warto się upewnić, co oznacza naprawa bezgotówkowa, a w szczególności, czy na pewno ubezpieczyciel pokryje w rozliczeniu z wykonawcą koszty wszystkich prac, jakie ten uzna za konieczne.
W opisanej sprawie okoliczności i kolejność zdarzeń pozwalają jednak przyjąć, że posiadacz pojazdu rzeczywiście został przez wykonawcę zwolniony z obowiązku zapłaty za usługę pod warunkiem przelania praw do odszkodowania. [b]Jeżeli przy oddaniu samochodu do warsztatu sam zaproponował rozliczenie bezgotówkowe w związku z jego porozumieniem z Hestią, to należy uznać, że między nim a właścicielem samochodu została zawarta umowa o dzieło, w której wynagrodzenie ustalono ryczałtow[/b]o (za cesję praw do świadczenia z polisy AC).