Precyzyjne określenie, ile dokładnie dni liczy sobie odpowiedni termin, nie jest możliwe. Jest to klasyczne pojęcie nieostre, używane przez ustawodawcę wtedy, gdy chce za jednym zamachem uregulować pewne spektrum możliwych sytuacji, nie rozpisując się przy tym nadmiernie.
Jego wykładni nie sposób dokonywać w oderwaniu od okoliczności konkretnej sprawy. Należy przede wszystkim uwzględnić obiektywny czas trwania naprawy przedmiotu, o który chodzi. Ostrożnie stwierdźmy, że czas usunięcia usterki wydłuża się wraz ze zwiększaniem się stopnia komplikacji zepsutego sprzętu. Termin odpowiedni mieści się gdzieś między naprawą niezwłoczną a uzasadnioną możliwościami gwaranta. Oczywiście te ostatnie nie są tu absolutnie rozstrzygające.
Gdyby było inaczej, gwarant mógłby przeciągać naprawę w nieskończoność, zasłaniając się obiektywnymi trudnościami. Tymczasem pamiętać on musi, że zobowiązanie swe – tj. usunięcie usterki – powinien wykonać z należytą starannością, a więc możliwie szybko. Co więcej, poziom wymaganej od niego staranności jest wyższy niż u zwykłego śmiertelnika, jest bowiem przedsiębiorcą (art. 355 k. c.).
Przy wykładni omawianego pojęcia można też posiłkować się starymi wytycznymi z 30 grudnia 1988 r. Sądu Najwyższego w zakresie wykładni prawa i praktyki sądowej w sprawach rękojmi i gwarancji (III CZP 48/88). Stwierdzono w nich – co prawda w odniesieniu do rękojmi, a nie gwarancji, ale przepisy operują tu tym samym pojęciem – że termin odpowiedni to taki, który nie przekracza dwóch tygodni. Wytyczne co prawda nie wiążą już sądów, ale jako uzasadnienie poglądów prawnych wciąż bywają wykorzystywane.
Jednak w takich sprawach złoty środek nie istnieje. Jeśli czytelnik ma dość czekania, to nie pozostaje mu nic innego, jak tylko pisać pozew i wnosić sprawę do sądu. Nie jest to oczywiście metoda doskonała, bo i w sądzie postępowanie może się dłużyć. Niestety, czasem to jedyne wyjście.
[srodtytul]Przed sądem[/srodtytul]