Chrzest w Buczy. „To nie jest dla nas przeklęte miejsce”

To nie jest dla nas przeklęte miejsce. Śmiech dzieci tam, gdzie okupanci dokonali zbrodni, to największe zwycięstwo nad zbrodniarzami, nad Putinem – uważa najważniejszy prawosławny ksiądz w Buczy.

Publikacja: 24.02.2023 03:00

Nowe groby żołnierzy na cmentarzu w Buczy

Nowe groby żołnierzy na cmentarzu w Buczy

Foto: Jerzy Haszczyński

Czytaj więcej

Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 366

Sosnowe lasy, świeże powietrze, blisko do stolicy – gdy nie ma korków, po półgodzinie jest się w centrum, a mieszka się taniej. Bucza, miasto-satelita, stała się symbolem rosyjskich zbrodni wojennych. O zabitych tam cywilach, o trupach długo leżących na ulicach świat usłyszał na początku kwietnia ubiegłego roku, gdy Rosjanie wycofali się z okolic Kijowa. 

Później, w takim Mariupolu – słyszę od ukraińskiego polityka – było pewnie wiele Bucz, ale Rosjanie tam mogli spokojnie zacierać ślady. Zbrodnię w Buczy badali i badają śledczy, prokuratorzy z wielu krajów. Dochodzenia przeprowadzili też dziennikarze z czołowych mediów światowych, niektóre raporty są pełne wstrząsających szczegółów, ostatnich SMS-ów ofiar i zdjęć ze szczęśliwych czasów, gdy pozowali z uśmiechami na twarzy. 

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Nie od razu Putina pokonano

Do miasta przyjeżdża wielu zagranicznych polityków. Najpierw Kijów, rozmowa z Wołodymyrem Zełenskim, a potem cerkiew św. Andrzeja Apostoła w Buczy. 

– Ja im tylko otwieram drzwi, nie dla mnie się tu pojawiają – mówi ojciec Andrij Haławin, proboszcz. Byli tu Ursula von der Leyen, sekretarz generalny ONZ, premierzy, prezydenci, ostatnio szef izraelskiej dyplomacji.

I kilku żołnierzy, ale nie naszych

Ci, którzy przyjechali tu na początku kwietnia ubiegłego roku, widzieli jeszcze tymczasowe masowe groby za cerkwią. Po ekshumacji szczątki przeniesiono na cmentarz. 

Nella Kożelubowa w tymczasowym domu modułowym od Polaków

Nella Kożelubowa w tymczasowym domu modułowym od Polaków

Foto: Jerzy Haszczyński

– Chowaliśmy tu od 10 marca, bo droga na cmentarz była odcięta, Rosjanie celowali do ludzi. Wcześniej ciała leżały na ulicach lub w ostrzelanych samochodach, a około 60 było w kostnicy w pobliskim szpitalu, ale gdy zabrakło prądu, przewieźliśmy tutaj. Pochowaliśmy za naszą cerkwią 116 osób, w tym dwójkę dzieci i kilku żołnierzy, ale nie naszych, lecz rosyjskich. Rosjanie nie chcieli się zajmować swoimi. Przyszli też tu do nas, trochę strzałów oddali, ale nie wchodzili do środka cerkwi. Albo nie mieli czasu, albo uznali, że nie warto – mówi ojciec Andrij. 

Mówi po ukraińsku, nie chce używać rosyjskiego, ja też, sugeruje, nie powinienem, mam się trzymać polskiego. Przy wejściu do cerkwi wisi kopia tomosu, dokumentu nadającego autokefalię Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego, czyli niezależność od Cerkwi rosyjskiej, z którą patriarchat moskiewski się nadal nie godzi. Msza kończy się tu odśpiewaniem ukraińskiego hymnu. 

A do czego to?

Miejsce po grobach za prawosławną świątynią pokazuje mi Wiktor, lat 63, dorabiający emeryt. Przez lata imał się różnych zajęć, na roli, na budowach, najpierw po świecie radzieckim się najeździł, a po jego upadku – po Rosji i Ukrainie. Teraz pomaga w cerkwi św. Andrzeja Apostoła, ciągnie za linę, by rozbujać dzwony wzywające na nabożeństwo. 

– Mnie się poszczęściło. Do mnie przyszli ci z „V” wymalowanym na transporterze opancerzonym. Skończyło się na wybitych oknach. Ci z „Z” byli brutalniejsi. I prymitywni. Buriat pyta: „A to co?”. „Sedes” – słyszy odpowiedź. „A do czego to?”. „Srać na niego chodzimy”. Zdziwił się, wyrwał muszlę z betonowej podłogi i zajrzał do środka, wylewając na siebie brudną wodę.

Opowiadając o sedesie, Wiktor dławi się śmiechem. Nagle zamiera. – Nic gorszego niż wojna nie ma – mówi z powagą. Wspomina smród rozkładających się ciał, przeklina Rosjan, nazywając ich na przemian raszystami, kacapami i orkami, gwałcicielami i grabieżcami. Kończy geopolitycznie, jakby wprost z przemówienia usłyszanego w telewizji: – Jeżeli teraz nie pomożecie nam ich na dobre pokonać, to za kilka lat się odrodzą i pójdą podbijać dalej. 

Kadry z Jabłuńskiej

Ulica Jabłuńska, jedna z najdłuższych w Buczy, niczym się teraz nie wyróżnia. Prawie rok temu leżało na niej wiele ciał. W tym wplątanego w ramę roweru mężczyzny i kilku innych, z rękami związanymi na plecach. Ich zdjęcia obiegły pół świata i wywołały wstrząs, niektórzy mieszkańcy Zachodu po raz pierwszy pomyśleli o rosyjskich żołnierzach jako barbarzyńcach. 

Chrzest małej Walerii w cerkwi św. Andrzeja Apostoła

Chrzest małej Walerii w cerkwi św. Andrzeja Apostoła

Foto: Jerzy Haszczyński

Po Jabłuńskiej oprowadza mnie miejscowy historyk amator i utalentowany rzemieślnik Denys Dawydow, pokazując na smartfonie wstrząsające amatorskie nagrania: trup na środku ulicy, trup przy płocie. – Zostały wykonane, gdy Rosjanie jeszcze się nie wycofali z Buczy. Choć oczywiście Moskwa twierdziła, że to wszystko akcja ukraińskich służb, że Ukraińcy podrzucili trupy – mówi 36-letni Dawydow.  

Rosyjskie zbrodnie wojenne w Buczy, w tym egzekucje na cywilach, są niepodważalne. Różne są tylko liczby podawane przez tych, którzy je dokładnie badają. Najostrożniejsi są autorzy ogłoszonego w grudniu raportu misji urzędu wysokiego komisarza ONZ ds. praw człowieka. Raport mówi o udokumentowanych przypadkach wymordowania 73 cywilów, w tym 16 kobiet i trójki dzieci, w czasie, gdy Bucza była pod kontrolą wojsk rosyjskich (podano daty: 5 do 30 marca 2022 roku). Sprawa śmierci 105 innych buczan jest nadal badana przez tę misję ONZ. Ukraińskie źródła mówią o przeszło 450 zabitych przez Rosjan cywilach (w mieście, które miało około 35 tys. mieszkańców). 

Sejf i wołga

Denys Dawydow mieszka w najstarszej części Buczy, zwanej Leśną. Drewniane domki ze spadzistymi dachami przy piaszczystej drodze. Prawie przez miesiąc on i jego mama nie wychodzili poza własny ogród, mieli zapasy ziemniaków, słoniny, jajek nie brakowało ani im, ani sąsiadom. Nie musieli, jak ci z bloków, ryzykować wypraw w poszukiwaniu żywności. 

Rosjanie pojawili się tu dwukrotnie. Za pierwszym razem podjechali czołgiem. – Mieli skądś dokumenty, że posiadamy broń sportową i myśliwską. Przyszli przede wszystkim z tego powodu. Rozpruli też mój sejf. Wyglądał solidnie, ale nie było w nim złota i dolarów, których się spodziewali, jedynie paszporty i inne dokumenty. Mieli listę mężczyzn z okolicznych domów, nie mogli się ich doliczyć, pobili sąsiada. Na naszej uliczce nikogo nie zabili. Ale słyszeliśmy, jak zabijają w pobliżu – opowiada Dawydow. 

Czytaj więcej

Ihor Cependa: Trzy flagi nad szpitalem

– Najdziwniejsze, że nie zabrali mojego samochodu, ani nawet nie pocięli opon. Stał przed domem wyładowany rzeczami, bo chcieliśmy uciec, ale się nie udało. To świetnie utrzymana wołga, rok produkcji 2006. Nieoczekiwanie uznali, że skoro Ukrainiec dba o rosyjskie auto, to należy mu je zostawić.

32 helikoptery nad głową

Nellę Kożelubową, 70-latkę, spotykam w graniczącym z Buczą Hostomelu. Zajmuje wraz z mężem pokój w domu dla uchodźców postawionym dzięki polskiej pomocy. Są tu dwa takie przenośne domy składające się z modułów, jeden jeszcze niezamieszkany. W każdym są 22 skromne pokoje z oknem, oprócz tego stołówka i pomieszczenia gospodarcze. 

– Trafiliśmy tu dwa miesiące temu z kilkoma torbami dobytku, niczym bezdomni włóczędzy. Teraz to, co najbardziej potrzebne, dostarcza nam nasz komendant Wołodia, od chleba po papier toaletowy. Jest ciepło, mamy własny generator, ale wentylacja źle działa – szepcze pani Nella ubrana w kwiecisty szlafrok.

Dla niej wielka wojna zaczęła się 24 lutego rano. W Hostomelu jest lotnisko, zaatakowały je rosyjskie wojska desantowe, tam Rosjanie zniszczyli An-225 Mriję, ukraiński symbol – największy samolot transportowy świata. Pani Nella przez lata pracowała w stacji meteorologicznej lotniska.

Przy ulicy Wokzalnej trwa odbudowa

Przy ulicy Wokzalnej trwa odbudowa

Foto: Jerzy Haszczyński

– 32 rosyjskie helikoptery i dwa myśliwce latały nad naszymi blokami. Potem wtargnęli do naszych domów żołnierze, zabrali komórki, przeszukiwali szafy, straszyli, dopytywali. Przetrwaliśmy, ale błąkamy się od tej pory. Czekamy na odbudowę naszego pięciopiętrowego domu – mówi ze smutkiem.

W Buczy sporo odremontowano. Wzdłuż ulicy Wokzalnej, krzyżującej się z Jabłuńską, leżą sterty desek. Rok temu Wokzalną przesuwał się sznur rosyjskich transporterów i ciężarówek wojskowych, teraz odbudowę domów wspiera amerykańska fundacja. 

Nowe groby 

– Chwała Bogu, Rosjan tu już nie ma, ale wojna dla naszych mieszkańców się nie zakończyła, nasi z Buczy giną na froncie. W ciągu roku około 70 żołnierzy. Ostatniego odprowadziłem na cmentarz przedwczoraj – mówi ksiądz Andrij Haławin, dodając, że nie wszystkie ciała da się z frontu sprowadzić, co sprawia wielki ból rodzinom.

Na cmentarzu dużo ukraińskich flag, wieńców. Świeże groby to kopce, ogrodzone zazwyczaj płotkami. Na ławeczce siedzi i trzęsie z zimna piękna kobieta, trzydzieści kilka lat. Wpatruje w prawosławny krzyż i tabliczkę z nazwiskiem zmarłego. Przychodzi tu do ukochanego męża, ubrana tak, jak lubił, a lubił ją w pastelowym płaszczu, odpowiednim na jesień, a nie na temperaturę koło zera i porywisty wiatr. 

Czytaj więcej

Ppłk rez. Maciej Korowaj: Siła Rosji oparta jest na strachu

Przy wjeździe na cmentarz jest część wojskowa. Przy świeżym grobie modli się żołnierz z karabinem przewieszonym przez ramię. Długo się modli, aż koledzy czekający w samochodzie terenowym zaczynają się niecierpliwić. 

Ojciec Andrij odprawia pogrzeby. I udziela chrztów. 

– To nie jest dla nas przeklęte miejsce. Rozumiemy, że słowo „Bucza” kojarzy się ze Srebrenicą czy nazwami miejscowości, gdzie w czasie drugiej wojny światowej mordowano Żydów czy Polaków. Ale dla nas to miejsce, gdzie byliśmy szczęśliwi, i chcemy żyć szczęśliwie po wojnie. Śmiech dzieci tam, gdzie okupanci dokonali zbrodni, to największe zwycięstwo nad zbrodniarzami, nad Putinem – mówi proboszcz buczańskiej cerkwi tuż po udzieleniu chrztu małej Walerii.

Sosnowe lasy, świeże powietrze, blisko do stolicy – gdy nie ma korków, po półgodzinie jest się w centrum, a mieszka się taniej. Bucza, miasto-satelita, stała się symbolem rosyjskich zbrodni wojennych. O zabitych tam cywilach, o trupach długo leżących na ulicach świat usłyszał na początku kwietnia ubiegłego roku, gdy Rosjanie wycofali się z okolic Kijowa. 

Później, w takim Mariupolu – słyszę od ukraińskiego polityka – było pewnie wiele Bucz, ale Rosjanie tam mogli spokojnie zacierać ślady. Zbrodnię w Buczy badali i badają śledczy, prokuratorzy z wielu krajów. Dochodzenia przeprowadzili też dziennikarze z czołowych mediów światowych, niektóre raporty są pełne wstrząsających szczegółów, ostatnich SMS-ów ofiar i zdjęć ze szczęśliwych czasów, gdy pozowali z uśmiechami na twarzy. 

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Francja chce chronić igrzyska greckim systemem obrony powietrznej. Wystąpiła o pożyczkę
Konflikty zbrojne
Wojna Rosji z Ukrainą. Front się sypie. Niespodziewana zdobycz najeźdźców
Konflikty zbrojne
Prezydent Władimir Putin zdradza plany Rosji wobec Donbasu
Konflikty zbrojne
Białoruś: Mińsk zaatakowany z terytorium Litwy. Jest reakcja litewskiej armii
Konflikty zbrojne
Mobilizacja na Ukrainie. Wojsko czeka na tych, którzy wyjechali za granicę