A tu miłe zaskoczenie. Dostałem garść wiadomości sportowych (wyniki Giro d’Italia, meczów NBA i informacje o zniżkach kolejowych dal młodzieży podczas nadchodzących piłkarskich mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii, ale bez dokładnych rezultatów dwudziestej piątej kolejki okręgowej ligi trampkarzy młodszych); wysłuchałem krótkiego raportu o stanie przygotowań Polski i Ukrainy do Euro 2012; posłuchałem angielskiego z dobrym brytyjskim akcentem, niemieckiego (z nie wiadomo jakim - może Dolna Saksonia) i rosyjskiego (znam niestety tylko wyrazy nie nadające się do publikacji); dowiedziałem się ile tysięcy bakterii żyje na moim telefonie komórkowym i jak się ich pozbyć (prowadzący chyba nie przewidział, że jeszcze nie skończyłem śniadania) oraz jakie głośniki powinienem kupić jako aspirujący meloman. Tematy ciekawe, wystarczająco, ale zwięźle omówione- bez zanudzania i nachalnej dydaktyki. A wszystko podlane lekkostrawnym i niewymuszonym humorem Kuby Marcinowicza. Posłuchałem także ostrzejszego brzmienia gitar (głównie rock, indie, trochę popu- czuć rękę Piotra Metza, ale zdecydowanie brakuje ambitniejszego hip-hopu i muzyki klubowej z jakich słynęła dotąd Biska).

Jednak już niedługo zamiast muzyki Radio Euro zaczęło mi grać na nerwach. Internetowa kamera zamontowana w studiu, która jest świetnym pomysłem na podglądanie pracy dziennikarzy, nie ogarnia zaproszonego gościa. A to jedyny “multimedialny” element stacji - reklamowanej jako rewolucyjnie interaktywna - którego nie widziałbym jeszcze w polskim internecie. Nie działa wiele okienek i odnośników, aby posłuchać stacji trzeba ściągać dodatkowe oprogramowanie, witryna internetowa wygląda jak sklep mięsny w najgorszych latach PRL-u, a gdy spiker ogłosił konkurs internetowy ruszyłem biegiem do klawiatury, ale okazało się, że… strona padła (choć prowadzący uparcie próbował mi wmówić, że pan X jednak konkurs wygrał).

Tak więc ocena pierwszego dnia nowej stacji to czwórka z dużym minusem za nieznośnie kulawą stronę internetową. I na koniec uwaga natury ogólnej. Prezes Czabański- mimo jego drogi politycznej i konfrontacyjnego stylu zarządzania radiem - posiada tę przewagę nad apolitycznymi (?) ekspertami mówiącymi o słuchalności i badaniach targetu (dla niewtajemniczonych: to określenie potencjalnych miłośników radia jak niżej podpisany), że niewiele ma już do stracenia i za wszelką cenę chce się zapisać w historii radia. I może to zrobić jeśli będzie skuteczny w wyciąganiu młodzieży (i nie tylko) z wszechogarniającej papki radiowej fundowanej nam przez stacje komercyjne (vide: Kuba Wojewódzki i Michał Figurski w Esce Rock uparcie małpujący wczoraj od świtu wadę wymowy Niny Terentiew opowiadając o nowym programie TVP “Walka chórów”).

Wczoraj roiło mi się nawet (może przez nagły nadmiar słońca), że może jednak w nadchodzącej erze cyfrowej wrócą- przywołując tytuł filmu Woody’ego Allena- “Złote czasy radia”. Ale mówiąc językiem generacji słuchaczy Radia Euro: “Prezesie Czabański, tylko bez ściemy z tą interaktywnością!”

Tekst publikowany także na portalu salon24.pl