Dyrygenci chóru medialnego, który zagłuszyć ma jakąkolwiek refleksję, wołają, że przyjęcie takich hipotez musi prowadzić do wniosku, iż to komunistyczne służby sterowały antykomunistycznym ruchem oporu. Interpretacja taka jest nie tylko nonsensem. W rzeczywistości prowadzić musi do przyjęcia absurdalnych hipotez, przeciwko którym jakoby jest zwrócona.
PRL był państwem policyjnym. Jego służby usiłowały kontrolować wszelkie inicjatywy społeczne. Próbowały wnikać w głąb struktur opozycji, aby je zniszczyć. Wyobrażenie, że nie udało się im zwerbować żadnych agentów ani odnieść żadnych sukcesów, jest po prostu śmieszne. W policyjnym państwie policja jest najważniejszym instrumentem sprawowania władzy. Pisanie historii z pominięciem jej roli jest niemożliwe, a taką historię usiłowano nam serwować w III RP. Jeśli przyjmiemy, że odnotowanie jakichkolwiek sukcesów w działaniach SB przeciwko opozycji jest tej opozycji dezawuowaniem, to tym samym musimy ją wbrew zdrowemu rozsądkowi dezawuować. Jeśli uznamy, że udane próby wniknięcia SB w struktury "Solidarności" kompromitują ten wielomilionowy ruch, to sami ogłaszamy jego kompromitację.
Wielkość "Solidarności" polega na tym, że odniosła zwycięstwo pomimo wszystkich środków totalitarnego państwa zmobilizowanych przeciw niej i działań w nią wymierzonych, z których wiele przynieść musiało władzy doraźne sukcesy. Najbardziej pamięci "Solidarności" szkodzą ci, którzy usiłują cenzurować jej dzieje. Ta historia potrafi się sama obronić.
Skomentuj na blog.rp.pl/wildstein